705
DO STANISŁAWA JANOWSKIEGO
(Kosów, 4 X 1905], środa, południe
Mój drogi Uńciasiu!
Tak mi tu smutno, ale to tak strasznie, że nie wiem, co ze sobą począć bez Ciebie. Bardzo mi źle nerwowo, tak jak w Szczawnicy, a może i gorzej.
Tarnawskiego] nie ma jeszcze. Teraz widzę jasno, co zrobili. On pojechał w sobotę do Włoch, aby tam zobaczyć ten zakład kąpielowy morski dla Tereni. Ona czekała na telegram, wzięła dziecko i pojechała, bo Tereni nie ma. Przypominam sobie, że prosząc mnie o książkę powiedziała: „bo jak będę jechać tak długo w kolei”. On wróci za parę dni, a żeby nie rozpędzać pacjentów, to umyślnie tak powiedzieli, że to do Zalesz[czyk] i do Czern[iowiec]. A tu te nowe panie bardzo zdziwione i zgorszone siedzą bez konsultacji. Halm wydziera sobie włosy, a mnie trzeba robić skaryfikacje [nakłucia]. Czy to by Niemiec zrobił? Okropnie mnie to odstręczyło. Hiickjel] mi sam dziś dał dwa żółtka, bo się podnieść nie mogłam z wycieńczenia. E! Uńciu, dużo jest blichtru i szychu wszędzie. Dziś mi znów dali „wiadome lekarstwo”, bo ten śliczny obiad dla „anemicznych” przejść nie chciał. Trzeba się stąd zabierać. Gdy pełny sezon — a la bonheur [jak najlepiej]! ale tak, niech Bóg zachowa.
Leje i leje, i barometr coraz niżej opada. Gdyby choć słońce, ciepło. A tak — co robić? Pisałam dziś trochę [Rajskiego ptaka], ale mózg nie ma krwi i odmawia posłuszeństwa.
Wyobraź sobie, Uńciu, kochaneczku, ramy się rozkleili, spadli na mnie nad ranem i obraz. Bardzo się przestraszyła. Ale dałam ramy do naprawy i będzie dobrze.
Mój Ańciu, nie strzelaj tam bardzo tych usiaków po le-sie i łąkach, bo co owe ciasie Ci są winne i jakie masz prawo je niszczyć? To sobie także bydlątko Pana Boga jak i człowiek, a tu ot, i puk, puk — i już leży.
Tolek i Witek [Tarnawscy] idą do spowiedzi, ale nie wyglądają na bardzo skruszonych. Przeciwnie, Tolek się zuchwali już a conto rozgrzeszenia. Jakie to moralne i mądrze postanowione!
Ważyłam się, ważę już 58 i coś tam. Sądzę, że gdy dojdę do 56, trzeba będzie mi stąd wyjechać, bo 55 to już będzie na mój wzrost bez sensu.
Cóż Ci jeszcze napiszę? Wszystko jak było. Papuga się drze, koty łażą jak ćmy, panna Maria biega tu i tam, Hii-ckel się uwija z „wiadomym lekarstwem”. Zdaje mi się, że kucharz pojechał „na odpust”, a właściwie odszedł jak Antoni. Stąd ogromna zmiana w gotowaniu. Wszyscy się skarżą, i co ważniejsze, chorują. Ale jest znów dwa stoły.
Patrzę na Twoją kalinę, na Twoją fotografię, na Twoje szkicki i bardzo Cię kocham. Ogromnie mam smutne myśli, strasznie. Ach! czemuż ja nie mogę być zdrową! czemu!
Całuję Twoje oczy i usta.
Uńcia
706
DO STANISŁAWA JANOWSKIEGO
[Kosów, ok. 5 X 1905]
Mój najdroższy Uńci!
Twoje 2 listy i kartkę z Koł[omyi] dostałam. Serdecznie Ci za nie dziękuję. Jakie to dziwne z tym obrazkiem! Ty masz wizję, a ze mną się to dzieje. Opowiedziałam to Tarnawskiemu], któremu rano mówiłam, że dałam do naprawy ramki. Wrócili bowiem oboje w nocy. Opowiadał, że jeździł zwiedzać kolonię Bułgarów pod Czerniowcami. Zaraz jest lepiej, gdy on wrócił. Ja znów zaczynam jeść po dawnemu, choć bardzo się wszystkiego boję. Jestem jeszcze strasznie osłabiona i nie chodzę na gimnastykę. Wstaję, aż napalą w piecu, ale gdybym chciała czekać na śniadanie, to długo bym czekała, więc schodzę.
183