do mnie i zaproponował że przyniesie mi kasetę z Songs About Fitcking. oraz cos. co na pewno mnie zainteresuje. Nic chciał powiedzieć, co to takiego, wolał zrobić mi niespodziankę.
Zamiast obiecanego Big Black przyniósł jednak kasetę zespołu o nazwie Rapeman, a następnie przez kilka godzin prowadził wywód o podobieństwach i różnicach między tymi formacjami, cały czas kołysząc się miarowo, niczym autystyczne dziecko. Później dowiedziałem się, że w dzieciństwie miał problemy z nadpobudliwością i rodzice leczyli go Ri-talincm. Teraz, kiedy nie brał już lekarstw, często wpadał w nadmierną gadatliwość, którą trudno było wytrzymać. Obiecaną niespodzianką okazała się zardzewiała puszka sardynek, których termin przydatności do spożycia upłynął w lipcu 1986 roku. Nigdy mi tego nic wyjaśnił, a ja nigdy nie domyśliłem się o co mu chodziło. Może myślał, że śladem Andy'ego Warhola zrobię z nich dzieło sztuki.
Zaczęliśmy spędzać ze sobą dużo czasu, chodziliśmy razem na wieczory recytatorskie, gdzie czytałem moją poezję, albo na koncerty gównianych zespołów z południowej Florydy, o których istnieniu dawno zapomniano. Pewnego razu po koncercie poszliśmy do mojego domu i przeglądaliśmy moje teksty pod kątem zrobienia z nich piosenek. Miałem nadzieję, że Stephen gra na jakimś instrumencie, gdyż zdawał się wiedzieć wszystko o elektryce, mechanice i farmaceutykach. Zapytałem wiec. W odpowiedzi wygłosił długi monolog o tym, jak jego brat był muzykiem jazzowym i grał na różnych instrumentach stroikowych, klawiszowych i perkusyjnych.
W końcu wyznał „Umiem grać na perkusji — che, che, che, perkusji, che, che — trochę — che, ehe, trochę.”
Ale w mojej wizji zespołu nie było miejsca dla perkusji. Chciałem założyć zespół rockowy używający automatu perkusyjnego, co było bardzo nowatorskim jak na owe czasy posunięciem, gdyż dotąd używały ich tylko grupy dance'owe, hiphopowe i industrialne. „No to kup keyboard i zakładamy zespół" - odpowiedziałem.
Jednak Stephen nie pojawił się w pierwszej wersji zespołu, tak samo, jak kolejna osoba, którą poznałem i polubiłem. Pewnego razu znalazłem się w centrum handlowym na Co rai Squarc, kupując kasety Judas Priest i Mission U.K., na prezent urodzinowy dla mojego kuzyna Chada. Po chwili podszedł do mnie opalony sprzedawca, przypominający egipską mumię z olbrzymią fryzurą afro i próbował mi wcisnąć albumy Love & Rockets. Na plakietce przyczepionej do jego koszuli widniało nazwisko Jeordie Whirc. Jedna z jego sklepowych koleżanek, dziewczyna o imieniu Lynn świadczyła usługi seksualne większości muzyków południowej Florydy, wyłączając mnie, ale włączając Jcordiego (chociaż do dziś temu
©
Trudna Droga z Pieklą