momencie. Bell porażony był na przykład tym, że „General Motors dzieli godzinę na dziesięć sześciominutó-wek [...]. Robotnik jest płatny za ilość sześciominutó-wek, jakie przepracuje”17. Taka drobiazgowa inżynieria była powiązana również z długoterminowym pomiarem czasu: dodatki płacowe za dłuższy staż pracy były uzależnione od całkowitej liczby godzin przepracowanych w General Motors, robotnik mógł szczegółowo wyliczyć długość przysługującego mu urlopu czy zwolnienia lekarskiego. Takie mikrozarządzanie czasem wyznaczało zasady awansu i przyznawania świadczeń zarówno dla robotników przy taśmie produkcyjnej, jak i dla pracowników biurowych niższego szczebla.
Gdy jednak na rynek pracy wchodziło pokolenie Enri-ca, pomiar czasu nie był już jedynie środkiem represji i dominacji stosowanym przez menedżerów dbających jedynie o rozwój wielkich organizacji przemy słowy ch. W intensywne negocjacje dotyczące harmonogramów związkowcy zrzeszeni w United Auto Workers angażowali się w takim samym stopniu co zarząd General Motors: nawet szeregowi członkowie związku uważnie i z przejęciem śledzili cyferki będące przedmiotem pertraktacji. Zrutynizo-wany czas stał się dla robotników przestrzenią do negocjacji i zgłaszania swych roszczeń, a w konsekwencji wzmacniania swej pozycji (empowennent).
Wszystko to miało więc swoje polityczne skutki, których Adam Smith nie zdołał przewidzieć. Burze targające światem przedsiębiorczości, które Schumpeter przywoływał, pisząc o „twórczym niszczeniu”, sprawiły, że fabryki podobne do tej opisanej przez Smitha musiały
XIX wieku raz za razem ogłaszać bankructwo. Racjonalny projekt pozostał jedynie na papierze; w rzeczywistym śwdecie przedsiębiorstwo zorganizowane w ten sposób mogło przetrwać najwyżej kilka lat. By uchronić się przed wstrząsami miotającymi ówczesnym kapitalizmem, robotnicy szukali sposobów na zrutynizowanie czasu i zabezpieczenie się poprzez składki na stowarzyszenia wzajemnej pomocy czy hipoteki pod zastaw domów udzielane przez oszczędnościowe kasy mieszkaniowe. Z trudem przychodzi nam dziś myślenie o zrutynizo-wanej organizacji czasu jako czyimś osiągnięciu, ale często tak właśnie było. Staje się to zrozumiałe, jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że kapitalizm ery przemysłowej doświadczał nagłych wzrostów i gwałtownych kryzysów. Znaczenie rutynowej organizacji czasu, która pojawiła się w Highland Park, a rozwinęła w Willow Run, nie jest zatem tak jednoznaczne, jak mogłoby się wydawać. Widzieliśmy, że Enrico dzięki przywiązywaniu wielkiej , wagi do harmonogramów zdołał stworzyć narrację, porządkującą jego życie. Rutyna może poniżać, ale może też chronić. Może rozbijać pracę, ale może też scalać życie.
Jednakże Daniel Bell, dla którego lęki Smitha wciąż pozostawały żywe, starał się zrozumieć, czemu robotnicy nie buntują się przeciwko kapitalizmowi. Bell był już właściwie jedną nogą poza progiem socjalizmu; pojął, że niezadowolenie z pracy, a nawet świadomość wyzucia jej z wszelkiej treści, nie prowadzi ludzi na rewolucyjne szańce: opór przeciwko rutynie nie jest zarzewiem rebelii. Po części jednak Bell wciąż pozostawał dziedzicem socjalistycznej tradycji; olbrzymia fabryka w Willow Run była dlań sceną, na której rozgrywała się tragedia.
Istniało coś, co łączyło Willow Run opisane przez Bella z Highland Park czasów Forda i Smithowską fabryką szpilek. We wszystkich tych miejscach rutyna zdawała się poniżać jednostkę, zdawała się być źródłem umysłowego ograniczenia i to ograniczenia szczególnego rodzaju. Dla robotnika, który godzina po godzinie kręci tą samą korbą bądź ciągnie za tę samą dźwignię,
51