ny (choć czasem na odmianę nadużywany). O inspiracjach j czerpanych z dawnej hermeneutyki przez jej współczesną j odmianę była już mowa.
Wszystko to nie pozostaje bez związku ze współczesną praktyką literacką. Nie sposób oczywiście powiedzieć, że jest ona I alegoryczna w sensie ścisłym, a tym bardziej wyprowadzo-1 nym z tradycji. Jednak nie można nie zauważyć tendencji do tworzenia struktur dwuplanowych o rozmaitym charakterze: od Kafkowskiej otwartej paraboli do zwierzęcej alegorii Orwella, poprzez rozmaitość masek, kostiumów i kluczy, które wskazują podobieństwa ideowe i ustrojowe na przykład między inkwizycją i totalitaryzmem, a nawet odsyłają do konkretnych wydarzeń i osób historycznych (w literaturze polskiej lat osiemdziesiątych za przykłady mogą służyć odwołujący się do metafory organicznej Stan po zapaści Jacka Bocheńskiego, czy silnie nasycone aktualnymi aluzjami Generał Arbuz Mariana Brandysa i Dżuma w Neapolu Gu-' stawa Herlinga-Grudzińskiego) lub - jeszcze częściej — skrywają i zarazem ujawniają treści autobiograficzne.
Również współcześnie preferowany styl czytania i wartościowania literatury (dzieło tym lepsze, im zawiera większe bogactwo możliwości interpretacyjnych) tylko pozornie przeciwstawny jest stylowi alegorycznemu. Sprzyja raczej wspomnianemu wcześniej redefiniowaniu alegorii, rozciągnięciu tego pojęcia na całą rozmaitość zjawisk literackich posiadających „drugie dno”, a jeszcze lepiej kilka den.
Dorothy L. Sayers
O pisaniu i czytaniu utworów alegorycznych
Ostatnimi laty alegoria nie cieszyła się dobrą prasą. Niemal każda wzmianka w niej we współczesnych pracach krytycznych jest zazwyczaj uszczypliwa i zarazem powierzchowna, padają takie określenia jak: „sztuczność”, „chłodne abstrakcje”, „zimne alegoryczne koncepty”, „nudne moralizatorstwo”, „konwencjonalne i bezkrwiste personifikacje”. Mało tego,, sam termin pojawia się często po prostu jako pejoratywny; tak na przykład powiada recenzent: „Książka nigdzie nie wyradza s i ę w alegorię, ale przeciwnie, jest bogatym i wyrazistym dziełem wyobraźni”. Wreszcie - stosuje się to słowo całkiem przypadkowo do tych rzeczy, które wcale nie są alegoriami, ale akurat zawierają jakąś naukę religijną lub moralną, która się krytykowi nie podoba albo której nie zrozumiał. Gdy Clive Staples Lewis ogłosił powieśćPerelandra (wznowioną później pod tytułem Voyage to Venus), która jest fantazją z gatunku zwanego dzisiaj space-fiction, gdzie wprost opowiada o początkach rozumnego życia na owej planecie i o tym, jak przybysz z Ziemi zapobiegał nowemu „upadkowi człowieka”, dla uniknięcia nieporozumień napisał w przedmowie: „Wszystkie postaci ludzkie w tej książce są czysto fikcyjne i żadna z nich nie jest alegoryczna”. Mimo to pewien recenzent, opisawszy najpierw podróż kosmiczną, na zakończenie stwierdził brutalnie: „Odtąd zaczyna się alegoria”. Czyli postanawiając odłożyć książkę do niewłaściwej przegródki, uznał, że o dziele tego rodzaju nic pożytecznego nie da się powiedzieć.