W życie Justyny L. Jacek D. wszedł zaledwie lekkim muśnięciem, a przecież zadecydował o jego kolejach. Stało się tak przede wszystkim dlatego, że Justyna L. w ogóle nie znała Jacka D. i potraktowała go jak „normalnego” człowieka.
Justyna L, jeszcze na studiach poznała przystojnego chłopaka, który miał zostać lekarzem. Był to Michał R. Wpadli sobie w oczy na studenckiej zabawie w jakimś klubie i od tego tańcującego wieczoru niema! się nie rozstawali. Justyna L. dzieliła z Michałem R. radość i smutki, popołudnia i wieczory, zainteresowania i plany na przyszłość. Stali się parą młodych ludzi zakochanych w sobie bez pamięci i namiętnie, romantycznie i zmysłowo. Dh obojga ich wzajemne uczucie było jedynym, największym i niepowtarzalnym. Pierwszym i ostatnim. Z początkiem, ale bez końca.
Michał R. był tak zdolnym adeptem sztuki medycznej, że po skończeniu studiów został uhonorowany trzyletnim stypendium w dalekich Stanach. Tylko głupi nie korzystałby z takiej okazji. Michał R. nie byl głupi. Justyn i L. z iś nie była egoistką. Rozstanie kochanków wypełnił ból i czułość. Obiecali sobie pisać, czekać i ufać. 0’>oje przepłakali wiele godzin, a gdy skończył się zapas chusteczek higienicznych, Michał R. odleciał z ekskluzywnego portu Okęcie w znanym obojgu kierunku.
Pisali do siebie, a w każdym liście pełno było westchnień i zapewnień, płatków przywiędłych kwiatów i po-c.iunków. Justyna L, swoje tęsknoty za ukochanym wypłakiwała na piersiach przyszłej teściowej, gdyż matka Michała R. pokochała swoją synową in spe jak własną, najdroższą córkę.
Minęły dwa długie lata i właśnie któregoś letniego popołudnia Justyna L. wpadła na ulicy na Jacka D. Poznała go kiedyś przelotnie, gdyż Jacek D. był kolegą jej
narzeczonego i łączyły ich te same stadia. Mimo takiej migawkowej znajomości poznali się natychmiast, gdyż
T z cek D. był młodzieńcem o powierzchowności zapadającej w pamięć, a Justyna L. dziewczyną, którą wystarczy raz w życiu zobaczyć, żeby ją zapamiętać.
— Właśnie wróciłem ze Stanów — pochwalił się Jacek D., choć w rzeczywistości nigdy nie był dalej niż w Warnie. — Co to za kraj!
— Może widziałeś się z Michałem R.? — natychmiast spytała Justyna L., której nic poza jej ukochanym nie interesowało.
— Oczywiście — bez chwili wahania powiedział Jacek D. — Dobrze mu się powodzi. Poderwała go jakaś amerykańska milionerka. Nie masz pojęcia, jaka to love story. Kiedy wyjeżdżałem, była już w ciąży. Wyobrażam sobie ich ślub...
Jacek D. tokował dalej w tym stylu, ale Justyna L. już niczego więcej nie słyszała. Myślała, że pęknie jej serce i za chwilę w samym środku miasta skończy swoje dwu-dziestoparoletnie życie.
Zadowolony z siebie Jacek D. pomaszerował do chirurgicznych obowiązków, a ona stała na ulicy otępiała i nieprzytomna z rozpaczy. Koło niej przechodzili zajęci własnymi sprawami ludzie i nikt nie zwracał uwagi na młodą kobietę, bardziej przypominającą kamienny posąg niż żywą istotę. Kiedy Justyna L. nieco przyszła do siebie, bo jednak przeżyła usłyszane rewelacje, a jej serce mimo przyspieszonego rytmu bić nie przestało, pobiegła do matki Michała R. i opowiedziała o zdradzie kochanka. Matka przytuliła dziewczynę do serca i chociaż chodziło o jej rodzonego syna, wypowiedziała wiele cierpkich słów na temat mężczyzn, ich niestałości i próżności. Sama był i w tym względzie źłe doświadczona.
Justyna L. miała bardzo wielu adoratorów. Po pierwszych tygodniach szoku, pomyślała o zemście i rewanżu. Zgodziła się zostać żoną pewnego miłego pana, który kochał ją od lat miłością beznadziejną i nieodwzajemnioną. Ślub odbyt się w tempie przyspieszonym i wkrótce młoda para zamieszkała razem. Każdy dzień pełen obowiązków i nowych doznań odsuwał Justynę L. od rozpa-
— 61 —