Ewa siedziała w pokoju i gryzła ją nuda. Nadszedł moment pustki w jej życiu — nie dość, że nie miała
męża, żadnych obowiązków poza pracą, to na dodatek wszyscy młodzi, atrakcyjni mężczyźni nagłe gdzieś
wyparowali i nikomu nie mogła udowodnić swej nienasyconej namiętności. „Do licha, może jestem nimfomanką?” — pomyślała. — „Jednak coś muszę zrobić z wolnym czasem.” Wyszła na balkon, oparła się o poręcz i w tym momencie zauważyła pana K. Podniósł głowę i pozdrowił Ewę skinieniem ręki i uśmiechem. Odmachała mu radośnie i zaraz tego pożałowała. „Przecież on jest żonaty” — przypomniała sobie. A jej pierwszą zasadą było: nie zadawać się z żonatymi! Są co prawda rozwody, ale skoro kawalerowie nie palili się do żeniaczki z nią, to czy mogłaby skłonić jakiegoś mężczyznę do rozstania się z własną połowicą? Zresztą miała swoją moralność — nie chciała szkodzić innym kobietom...
Za panem K. szedł wysoki, ładny chłopak z wyrokiem wbitym w ziemię. „To jego syn” — domyśliła się Ewa. — „Przystojny, jak ojciec, tylko jakiś taki... taki niedop-chnięty... Może prawiczek? W każdym razie na pewno coś z nim nie jest w porządku...” Ewa miała dobre oko na te sprawy i instynktownie wyczuwała niedoświadczonych czy odchylonych od normy młodzieńców.
Wróciła do pokoju. „Może wziąć się za porządki?” Rozejrzała się po swojej kawalerce i nie zauważyła żadnego zgrzytu, któryby wymagał natychmiastowej interwencji. „Pójdę na spacer... Może coś kupię!” — postanowiła. Przeliczyła „luźne” pieniądze, zajrzała do książki, w której składała okazyjnie kupowane dolary. Uzbierała się niezła sumka. „Już wiem, zafunduję sobie video" — powiedziała na glos i ta decyzja dodała jej energii. Zapomniała o nudzie...
Dochodziła siódma wieczór, gdy przed dziesięciopię-trowy blok na jednym z warszawskich osiedli zajechała taksówka. Z samochodu wysiadła Ewa obładowana torbami. Z bagażnika kierowca wyjął kartonowe pudło i postawił na chodniku. Kobieta chciała poprosić, żeby po-
mógł zanieść jej sprawunki do mieszkania, ale — zanim
wypowiedziała swoją prośbę — samochód odjechał. Rozejrzała się więc dookoła i po raz drugi tego dnia zauważyła młodego K. To było przeznaczenie...
„Hej, hej! Sąsiedzie!” — zawołała Ewa i młodzieniec
podniósł wzrok. Nawet się zdziwiła, że chłopak w ogóle zareagował. Pomachała w jego kierunku zachęcająco ręką, wskazując na pudło leżące na ziemi. Marek podszedł i podniósł karton. Ewa była pewna, że mu się spodobała, skoro tak ochoczo pospieszył z pomocą. Jeszcze wtedy nie wiedziała, że chłopak jest po prostu uprzejmy i dobrze wychowany. Gdyby na miejscu Ewy znalazł się jakiś mężczyzna, Marek z równym zapałem pospieszyłby z pomocą...
W drodze do windy i w czasie jazdy nie powiedział ani jednego słowa. Ewa też milczała. W pokoju postawił paczkę na podłodze i zauważył:
— Ładnie pani mieszka — po czym szybko spytał: — Czy jeszcze mogę w czymś pomóc?
— Myślę, że sobie poradzę — uspokoiła go Ewa i dodała: — Chciałabym się jakoś zrewanżować za to dźwiganie... Czy lubi pan oglądać filmy?
— Tak, często chodzą do kina.
— To zapraszam jutro na video. Mam kilka kaset.
— O której?
— Jak panu wygodnie. Nigdzie nie wychodzę...
W czasie kolacji pan K. zaproponował:
— Jest bardzo ładna pogoda.' Jutro piątek. Może choć na weekend wyjedziemy za miasto. Pooddychamy świeżym powietrzem...
Pani K. z zachwytem zawołała:
— Świetnie!
Marek milczał.
— A ty, Mareczku? — spytał ojciec.
— Pojechałbym, ale wiośnie się umówiłem — oznajmił chłopak.
Oboje rodzice ze zdumienia otworzyli usta i zaniemówili. Pierwszy otrząsnął się z wrażenia ojciec: