7. UWAGI I WNIOSKI
Wypadnie teraz powrócić do niektórych wskazań rozsianych w dotychczasowych analizach, odpowiedzieć na kilka pytań, które muszą zjawić się wraz z nimi, a przede wszystkim rozważyć obiekcję, jakiej można się spodziewać, albowiem paradoks naszego przedsięwzięcia ujawnia się natychmiast.
Na samym początku podałem w wątpliwość owe z góry ustalone jednostki, na których podstawie tradycyjnie dzieli się niezmierzone, jednostajne i pęczniejące pole dyskursu. Nie szło o to, by odmówić tym jednostkom wszelkiej wartości, czy o to, by zakazać ich używania: chciałem wykazać że. jeśli mają być dokładnie określone, wymagają opracowania teoretycznego. Czy jednak — i tu właśnie wszystkie poprzednie analizy wydają się nader problematyczne — było konieczne nałożyć na te jednostki, być może istotnie trochę niepewne, inną kategorię jednostek, mniej widocznych, bardziej abstrakcyjnych i z całą pewnością bardziej wątpliwych? Nawet w wypadku, gdy ich granice historyczne i swoistość ich organizacji dają się dosyć łatwo uchwycić (o czym świadczy przykład gramatyki ogólnej lub historii naturalnej), owe formacje dyskursywne nastręczają znacznie większo trudności przy ich ustalaniu aniżeli książka czy dzieło. Po cóż więc przystępować do tak wątpliwych przegrupowań w chwili, gdy problematyzuje się podziały, które wydawały się najbardziej oczywiste? Jaką to nową dziedzinę spodziewamy się odkryć? Jakie stosunki, nie znane dotąd lub utajone? Jakie przekształcenia pozostające jeszcze poza zasięgiem historyków? Słowem, jaką skuteczność opisu można przyznać tym nowym analizom? Na wszystkie te pytania spróbuję odpowiedzieć później. Już teraz natomiast trzeba odpowiedzieć na pytanie, które jest początkowe w stosunku do dalszych analiz, końcowe zaś w stosunku do poprzednich:
czy mówiąc o formacjach dyskursywnych, które usiłowałem określić,, mamy rzeczywiście prawo uznać je za jednostki? Czy rozgraniczenie, które proponujemy, jest zdolne zindywidualizować jakieś zespoły? I jaki jest charakter jedności w ten sposób odkrytej lub zbudowanej?
Wyszliśmy od następującego stwierdzenia: w jednostce dyskursu takiej, jak medycyna kliniczna, ekonomia polityczna albo historia naturalna, mamy do czynienia z rozproszeniem elementów. Rozproszenie to — wraz z jego lukami, rozdarciami, krzyżowaniem się i nakładaniem, niezgodnościami, zamianami i substytucjami — może być opisane w swej specyfice, jeżeli, zdołamy określić swoiste reguły, według których zostały sformowane przedmioty, typy wypowiadania, pojęcia i wybory teoretyczne; jeśli zatem istnieje tu jakaś jedność, nie tkwi ona w widocznej i horyzontalnej spójności utworzonych elementów, lecz całkiem po drugiej stronie — w systemie, co umożliwia ich formowanie się i nim rządzi. Lecz na jakiej podstawie można mówić o jednostkach i systemach? Czy wolno twierdzić, że istotnie zostały wyodrębnione zespoły dyskursywne? Przecież w sposób wielce ryzykowny ujawniliśmy, za pozornie nieredukowalną wielością przedmiotów, typów wypowiadania, pojęć i wyborów, wielki zbiór elementów, które są nie mniej liczne i nie mniej rozproszone, a ponadto heterogeniczne względem siebie. Przecież rozłożyliśmy wszystkie te elementy na cztery odrębne grupy, których sposób artykulacji właściwie nie został określony. A zatem, w jakim sensie można powiedzieć, iż elementy te, ukazane za przedmiotami, typami wypowiadania, pojęciami i strategiami dyskursów, gwarantują istnienie całości nie mniej zindywidualizowanych niż dzieła lub książki?
1. Wskazywaliśmy — i nie ma potrzeby do tego wracać — że, kiedy mówimy o systemie formacyjnym, mamy na myśli nie tylko przyległość, współistnienie i wzajemne odziały-wanie niejednorodnych elementów (instytucji, technik, grup społecznych, organizacji pola percepcji, związków między różnymi dyskursami), ale także ułożenie ich w stosunki — w ściśle określonej formie — przez praktykę dyskursywną. Lecz co z kolei dzieje się z owymi czterema systemami lub raczej z czterema splotami relacji? Czy mogą wszystkie one tworzyć jeden wspólny system formacyjny?
Otóż różne poziomy, które wyżej określiliśmy, nie są od
10!