Rozdział dziewiąty
GRANICE ROZUMIENIA
Po tej wyprawie w głąb filozofii czas na koniec powrócić do postawionych na wstępie pytań. Chciałem — przypomnijmy — pokazać, iż sposób ujęcia problemu rozumienia przez logiczny empiryzm, a rozpowszechniony w naukach społecznych, bynajmniej nie może uchodzić za oczywisty. Wynika on z pewnej szerszej struktury myślowej ukształtowanej w tradycji filozoficznej pod wpływem rozwoju nowego paradygmatu nauk przyrodniczych. W tej strukturze, której cechą charakterystyczną było rozszczepienie na subiektywność i przedmiotowość, na ducha i przyrodę, nie było miejsca na rzeczywistość społeczną sensu stricło. Dlatego też zarówno Dilthey, jak i Weber, którzy podjęli refleksję nad sposobem istnienia tej rzeczywistości oraz sposobem jej naukowego poznania, musieli — każdy na swój sposób — poza ową strukturę wykraczać. W toku dalszej analizy starałem się przedstawić inny sposób myślenia, rozwijany w tradycji fenomenologiczno--hermeneutycznej, oraz ukazać konsekwencje płynące z niego dla problemu rozumienia. Wnioski, jakie wynikły z tych rozważań dałoby się, w formie odpowiedzi na postawione na początku piania, streścić następująco:
Po pierwsze, naiwne jest przekonanie, że samych siebie poznajemy w introspekcji i że inni są mi dani najpierw w postaci mechanicznych ruchów ich przyrodniczego ciała, którym dopiero ja nadaję sens, we „wczuciu” podsuwając pod nie rzekome „wewnętrzne przeżycia”. Potoczne rozumienie zachowań w kategoriach mo-
tywu, celu, racji itd. nie ma charakteru wyjaśnień przyczynowych w takim sensie, w jakim są nimi wyjaśnienia zdarzeń przyrodniczych. Zachowania nie są „zewnętrznym ruchem” powodowanym przez „wewnętrzne przeżycia”, rozumienie nie polega na docieraniu do przyczyn ukrytych we wnętrzu psychiki.
Po drugie, język nauki nie może zastąpić języka potocznego, wyjaśnienia w kategoriach przyczynowych nie mogą zastąpić ani wyeliminować wyjaśnień potocznych. Nauki społeczne i humanistyczne są jeszcze silniej związane ze światem przeżywanym niż nauki przyrodnicze, gdyż to właśnie ten świat i żyjący w nim ludzie stanowią ich dziedzinę badań. W pewnym sensie nie możemy się spodziewać, że nauki te powiedzą nam coś zasadniczo nowego na nasz temat, że dokonają jakichś rewelacyjnych odkryć, rzucających zupełnie nowe światło na naszą naturę. Albowiem tę już zawsze znamy, znamy ją żyjąc, i żadna nauka nie jest w stanie tej wiedzy całkowicie zakwestionować, nauki humanistyczne i społeczne mogą ją jedynie wydobywać na jaw i porządkować.
Po trzecie, sytuacja, w jakiej „zaczyna” się rozumienie, nigdy nie jest sytuacją niezaangażowanej obserwacji, w której zaczynalibyśmy gromadzić wiedzę niejako od początku, jako rzekoma tabula rasa. Zawsze już rozumiemy, zawsze już jesteśmy ogarnięci wspólnym horyzontem — łączącym nas z osobą lub przekazem tradycji, które chcemy zrozumieć. Rozumiemy zawsze „ze środka”, nigdy z zewnątrz. Tak jest też w przypadku rozumienia zachowań innego człowieka: zawsze je już jakoś rozumiemy, reszta to nasza praca hermeneu-tyczna, by z danych nam okruchów ekspresji zbudować obraz innej osoby, odczytać sens zawarty w jej czynach w świetle jej słów i sytuacji, w jakiej żyje itd.
Tak streszczone rezultaty moich analiz mogą wydać się zupełnie banalne, zwłaszcza że zostały wyrażone raczej w negatywnej niż pozytywnej formie. Kto spodziewał się, że na koniec usłyszy jasne definicje i definitywne odpowiedzi na wszystkie pytania, jakie przewinęły się przez moje rozważania, ten się rozczaruje. Być może jednak tylko w szkolnych podręcznikach
251