śniejszego zdania sobie sprawy, o co właściwie chodzi, doprowadzają do przekonania, że zagadnienie to może mieć co najmniej cztery interpretacje, które rozważymy kolejno, opierając się na tej przede wszystkim literaturze, w której spór o naszą sprawę doczekał się szczególnego nasilenia.
Gdy mówimy o moralności jakiejś grupy, o tym, że moralność się w danej grupie obniżyła czy podniosła, mamy na myśli pewne zmiany, które zaszły w postępowaniu ludzi do tej grupy przynależnych, zmiany w jej obiegowych pochwałach czy naganach. Słowo „moralność” zatem jest w naszym użyciu nazwą pozorną. Tak, gdy ubolewamy dzisiaj nad obniżeniem się moralności kupieckiej, mamy na myśli, że pewne postępowania, dawniej rzadkie i surowe potępiane, jak np. dopuszczanie weksli do protestu, stały się w pewnych sferach pospolite i traktowane z pobłażliwością. Analizując zwrot: „moralność jest faktem społecznym”, będziemy trzymali się jednolicie gruntu ocen i norm, założymy przy tym, że jest rzeczą wiadomą, które to oceny zaliczamy do ocen moralnych, a który nie.
1. Kto mówi, że moralność jest faktem społecznym, ten, według pierwszej interpretacji, może mieć na myśli, że oceny czy rozkaźniki, którymi rządzimy się w naszym postępowaniu, są wytworem grupy. Byli tacy, jak dobrze wiadomo, którzy twierdzili, że moralność narzucili słabsi silniejszym, byli inni, którzy twierdzili wręcz przeciwnie, że stworzyli ją silniejsi i narzucili słabszym. Tego rodzaju opinie miewają różne odcienie w zależności, między innymi, od tego, czy ich wyznawcy mają skłonności do hipos-tazowania owej grupy społecznej, tworzącej moralność, czy też nie. O hipos-tazowanie społeczeństwa oskarża się zazwyczaj słusznie Durkheima. To, że jednostka odczuwa pewne normy jako narzucające się jej imperatywnie, jak gdyby z zewnątrz, nie daje się, zdaniem Durkheima, wytłumaczyć inaczej, jak tym, że te normy narzuciło jej społeczeństwo - byt zupełnie specyficzny1. Gdy Durkheim twierdzi, że dla wyjaśnienia faktu, że moralność istnieje, konieczne jest przyjęcie tego specyficznego bytu, tworzącego normy moralne, ma na myśli nie tylko to, że jednostka tych norm tworzyć się może, bo nie posiada w stosunku do członków społeczeństwa potrzebnego autorytetu i egzekutywy. Nie chodzi tu jedynie o indywidualną niemożność tworzenia norm autorytatywnych, lecz o indywidualną niemożność tworzenia wszelkich w ogóle norm.
Formułując oceny, społeczeństwo „nadaje” pewną wartość rzeczom, często niezależnie od ich własności. Według Durkheima, nie należy mówić, iż jakiś czyn razi świadomość zbiorową dlatego, że jest zbrodniczy, lecz /<• jest zbrodniczy dlatego, że razi świadomość zbiorową. Oponowali przeciw temu konwencjonalizmowi czy dekretalizmowi społecznemu zarówno ci, którzy bronili inicjatywy jednostek w kształtowaniu moralności, jak i ci, którzy, węsząc w tym konwencjonalizmie jego duch relatywistyczny, bronili powszechnej, obiektywnej i niezmiennej hierarchii wartości.
Ten konwencjonalizm społeczny dzielą z Durkheimem różni autorzy, skądinąd bardzo mu odlegli i czujnie broniący się przed niebezpieczeństwem operowania jakimkolwiek hipostazami. Tak np. M. Schlick twierdzi w książce swej Fragen der Ethik, że za moralne uchodzi to, co społeczeństwo ocenia dodatnio na podstawie swoich reakcji uczuciowych. Znowu mamy tu do czynienia z poglądem, że nie dlatego społeczeństwo ocenia jakieś postępowanie dodatnio, że jest ono moralne, lecz dlatego uchodzi ono za moralne, że je społeczeństwo ocenia dodatnio. Powiedzieć zaś -zdaniem Schlicka - że społeczeństwo ocenia czyjeś postępowanie dodatnio, to tylko tyle, co powiedzieć, że większość ludzi, z którymi dane indywiduum jest za pośrednictwem działania, słowa i pisma w kontakcie, tego postępowania pragnie2. Stanowisko Schlicka, mimo pewnych analogii ze stanowiskiem Durkheima, jest nader pokrewne temu stanowisku, które Durkheim zwalcza w rozprawie Jugements de valeurs et jugements de rea-lite jako stanowisko psychologiczno-socjologiczne. Poza tym, podczas gdy Durkheim twierdził, że jest moralne to, co za moralne poczytuje społeczeństwo, Schlick mówi skromniej, że ludzie uważają za moralne to, co jest przedmiotem pochwały społeczeństwa. Durkheim wszelkim wartościom przypisuje genezę społeczną. Schlick w tej genezie społecznej zdaje się upatrywać szczególną odrębność ocen moralnych.
Wypowiedzi Durkheima co do społecznej genezy ocen nie są zupełnie jednolite. Raz słyszymy wyraźnie, że oceny formułuje i narzuca ów byt szczególny, jakim jest hipostazowane społeczeństwo, kiedy indziej wydaje się, że można by pod tym względem przypisać pewną inicjatywę jednostkom z zastrzeżeniem, że jednostki te nigdy by do formułowania pewnych ocen nie doszły, gdyby nie żył w gromadzie. Bliższy raczej tej drugiej ewentualności jest poetyczny szkic genezy ideałów moralnych, nakreślonych przez
185
„[...] S’il existe une morale, un systeme de devoirs et d’obligations, il faut que la societe soit une personne morale qualitativement distincte des personnes individuelles qu’elle comprend et de la synthese desquelles elle resulte”. Sociologie et philosophie, F. Alcan, Paris 1924, s. 74.
Fragen der Ethik, Wien 1930, s. 60 i 61 [Zagadnienia etyki, PWN 1960]. Schlick przyznaje, że jest to sformułowanie dosyć mętne, ale tą mętnością się nie kłopocze, uważając, że nie jest ona dla tej sprawy istotna.