Durkheima w cytowanej już rozprawce Jugements de valeurs et jugements de realite. Do ideałów moralnych dochodzimy, jego zdaniem, w momentach szczególnego napięcia życia społecznego. Takie metody miały miejsce w zaraniu chrześcijaństwa, w czasie Odrodzenia, w czasie ruchów socjalistycznych XIX w. itd. Cały ten opis Durkheima można czytać dwojako: posługując się koncepcją hipostazowanego społeczeństwa i obywając się bez niej. W tym drugim wypadku istnienie społeczeństwa będzie konieczne dla powstania ocen tylko w tym znaczeniu, że tylko w grupie można przeżyć te uniesienia, które do tworzenia ideałów moralnych są potrzebne.
2. Według drugiego sposobu pojmowania twierdzenia, głoszącego, że moralność jest faktem społecznym, oceny czy normy moralne, którymi rządzimy się w naszym postępowaniu, mają charakter społeczny już nie ze względu na to, czyim są wytworem, lecz ze względu na to, czego dotyczą. Oceny moralne mają nam mówić o postępowaniach, które są zawsze postępowaniami względem kogoś różnego od nas samych (szerzej, względem jakiejś różnej od nas istoty żyjącej), mówią o dyspozycjach do postępowań i uczuć, skierowanych na kogoś. Przy takim pojmowaniu sprawy oceny moralne mają charakter społeczny wtórnie, pośrednio, dzięki temu, że to, czego dotyczą, nie istniałoby, gdyby nie współżycie. Człowiek żyjący na wyspie pozbawionej istot żyjących nie wypowiadałby, według tej opinii, ocen moralnych, bo nie miałby w stosunku do kogo być moralnym czy niemoralnym. Człowiek jest istotą moralną dzięki temu, że żyje w społeczeństwie - pisze Durkheim w De la division du travail social4 - ponieważ moralność polega na solidarności. Z definicji czynu moralnego i niemoralnego wynika - jeżeli się czyn moralny pojmuje czy to jako akt solidarności względem kogoś, czy jako akt wyrzeczenia się na czyjąś korzyść itp. -że istnienie czynów, które by można kwalifikować jako moralne czy niemoralne, wymaga współżycia1 2.
Przekonanie, że każdy czyn, który może być kwalifikowany jako moralny czy niemoralny, jest zawsze czynem skierowanym na jakąś różną od sprawcy istotę żyjącą, bywa jeszcze formułowane z pewną odmianą. Słyszy się mianowicie często, że warunkiem niezbędnym tego, by jakiś czyn mógł być uznany za moralny albo niemoralny, jest, by był czynem w stosunku do kogoś jako członka społeczeństwa. Takie stanowisko przypisuje np. Durk-heimowi F. Rauh, upierając się sam przy tym, że istnieją obowiązki, „które wiążą bezpośrednio jednostkę z jednostką jako taką, nie zaś z jednostkąjako członkiem grupy”3.
Cóż wnosi ze sobą ta odmiana? Czyż idzie tu o to, by postępowaniu moralnemu towarzyszyły zawsze pewne dodatkowe przedstawienia czy sądy, których nie przeżywałby przechodzień, rzucający się bez zastanowienia na ratunek tonącego, a przeżywałby ktoś, kto by rzucił się na ratunek, pobudzony do działania stwierdzeniem, że tonie oto jego rodak, kolega czy krewny? Czy ten ostatni dopiero działałby w stosunku do kogoś jako członka grupy i czy jego tylko postępowanie miałoby zasłużyć na kwalifikację czynu moralnego? Gdyby tak być miało, zakres czynów moralnych czy niemoralnych zwęziłby się znacznie w stosunku do zakresu, wyczuwanego w ocenach potocznych.
Nie wydaje nam się, byśmy znajdowali się w naszych wysiłkach interpretacyjnych na właściwej drodze. Postępować w stosunku do kogoś, jako do członka grupy, nie znaczy przeżywać jakiś sąd o wspólnej przynależności grupowej sprawcy i tego, na kogo czyn jest skierowany, czy też sobie jakąś tę wspólną przynależność przedstawiać. Postępować w stosunku do kogoś jako do członka grupy, to tyle, co liczyć się w swoim postępowaniu z interesem grupy, co z kolei może być bądź liczeniem się z interesem jednostek współżyjących w tej grupie, bądź z interesem tej grupy, jako pewnej całości (o czym mowa będzie dalej). Ta interpretacja wprowadza nas na zgoła odmienny teren. Cofają się zwykle na ten teren ci, którzy pragną się bronić przed zarzutami wymierzonymi w stanowisko głoszące, że każdy czyn moralny jest czynem skierowanym na kogoś innego niż sprawca. Czyż jest prawdziwa opinia, że czyn moralny czy niemoralny musi być zawsze skierowany na jakąś inną istotę - mówią nam antagoniści tego stanowiska - skoro istnieją niewątpliwie obowiązki względem samego siebie, skoro w odniesieniu do wielu dyspozycji moralnych, jak wstrzemięźliwość, wytrwałość, godność; pytania, na kogo skierowane są postępowania z tych dyspozycji płynące, są właściwie pytaniami pozbawionymi sensu. Wtedy to odpowiada im się zazwyczaj słowami zbliżonymi do powiedzenia Durkheima: „obowiązki jednostki wobec samej siebie są w rzeczywistości obowiązkami w stosunku do społeczeństwa”4. Przy tego rodzaju odpowiedziach nieporozumienie zaczyna uwydatniać się już jaskrawo. Czyn względem kogoś miesza się tutaj z czy-
187
Wyd. V, F. Alcan, Paris 1926, s. 394.
„La morale commence donc la ou commence la vie en groupe, parce que c’est la seu-lement que le devouement et le desinteressement prennent un sens”. Sociologie et philoso-phie, s. 75.
L’experience morale, wyd. III, F. Alcan, Paris 1926, s. 21.
De la dmsion du travail social, s. 395. „Les devoirs de l’individu envers lui-meme solt en realite des devoirs envers la societe”.