zawsze należałoby odwoływać się do czyjejś psychiki, dla której norma
0 tym samym brzmieniu mogłaby być raz prawna, raz moralna, o czym decydowałaby każdorazowo introspekcja tego, kto się normą posługuje. Taki podział byłby całkowicie nieużyteczny. Toteż w książce, którą wzięliśmy sobie za przedmiot analizy, obserwuje się tendencję do stabilizowania sprawy. Już nadajemy podziałowi większą stałość, gdy charakteryzujemy jakąś normę jako prawną czy moralną nie za względu na czyjeś indywidualne użycie, tylko ze względu na ładunek, jaki miewa u ludzi przynależnych do pewnego środowiska, przy czym to „miewa” musiałoby być bliżej sprecyzowane ilościowo, co wiązałoby się z koniecznością odwoływania się do jakiejś metody ankietowej. Zarówno w wypadku, gdy w naszej charakterystyce mamy do czynienia tylko z kapryśnym składem indywidualnej psychiki, jak i wtedy, gdy odwołujemy się już do jakiegoś środowiska, można - na podstawie tekstów Petrażyckiego - dodać do warunków, jakie musi spełniać jakaś norma prawna, warunek faktycznego zachodzenia roszczeń. Wtedy dwustronność staje się nie tylko dwustron-nością przeżywanej przez kogoś emocji imperatywno-atrybutywnej, ale także dwustronnością wypływającą z zaangażowania w sprawie dwóch osób, z których jedna przeżywa dwustronną emocję, a druga - roszczenie. Jesteśmy dotąd ciągle jeszcze na gruncie psychologicznym, ale schodzimy z niego, gdy autor w tendencji coraz większej absolutyzacji, przestaje mówić o roszczeniach uważanych za uzasadnione czy właściwe, a zaczyna mówić po prostu o roszczeniach uzasadnionych czy właściwych
1 gdy używa w swojej charakterystyce takich zwrotów, jak „norma nakazuje”, „norma uprawnia kogoś do czegoś” itp. Wtedy Petrażycki nie naraża się na zarzut psychologizmu, ale naraża się na to, że dla rozróżnienia norm moralnych od prawnych musi odwoływać się do jakichś norm nadrzędnych, dla których wreszcie jego rozróżnienie nie może sobie w ogóle znaleźć zastosowania. Przechodzimy teraz do owych flliacji historycznych, które zapowiadaliśmy na początku. Różni pisarze wskazywali już na różne precedensy dla rozważanej przez nas propozycji odróżnienia prawa i moralności. Nie przypominam sobie, by ktoś wspominał o J. S. Millu. Poświęcimy mu więc parę słów.
W ostatnim rozdziale Ulitaryzmu Mili dyskutuje pojęcie sprawiedliwości i jego związki z zasadą utilitaryzmu. Słowo „sprawiedliwy”, jak wskazuje, jest w różnych językach sprzęgnięte etymogolocznie z „prawem”, co nie jest przypadkowe, reguły prawa pozytywnego bowiem strzegą sprawiedliwości, a pierwotna i podstawowa koncepcja sprawiedliwości poczytuje za sprawiedliwe to, co zgodne z prawem.
A cóż z kolei różni to, co sprawiedliwe, od tego, co moralnie chwalebne w ogóle? Inaczej mówiąc, jaka jest differentia specifica tego, co sprawiedliwe? Na tak sformułowane pytanie Mili odpowiada, co następuje:
„Etycy - jak wiadomo - dzielą obowiązki moralne na dwie klasy, nazywając niefortunnie pierwsze obowiązkami powinności doskonałej, drugie - powinności niedoskonałej. Z tym drugim wypadkiem mamy do czynienia, gdy idzie o czyny, które - choć się je w zasadzie nakazuje -pozostawia się jako rzecz do uznania wybór okoliczności, w jakich mamy je spełniać. Tak się rzecz ma np. z miłością bliźniego czy dobroczynnością. Winniśmy uprawiać i jedną, i drugą, ale ani osoba, na którą mają być skierowane, ani chwila nie są określone. W bardziej ścisłym języku filozofów prawa, obowiązkami powinności doskonałej są te obowiązki, które dają jakiejś osobie czy osobom odpowiadające tym obowiązkom uprawnienia (rights), obowiązkami powinności niedoskonałej - te powinności moralne, które nie dają żadnych uprawnień. Sądzę, że to rozróżnienie dokładnie oddaje różnicę zachodzącą między sprawiedliwością a innymi powinnościami moralnymi. W naszym przeglądzie różnych potocznych koncepcji sprawiedliwości termin ten na ogół implikował czyjeś uprawnienie, roszczenie ze strony jakiejś osoby czy osób, takie, do jakiego upoważnia prawo nadając komuś tytuł do własności czy inne uprawnienie”12. A dalej: „Wydaje mi się, że ten rys: czyjeś uprawnienie odpowiadające powinności moralnej (a right in some person, correlative to the morał obligatioń) stanowi o specyficzności sprawiedliwości w odróżnieniu od ofiarności czy dobroczynności. Sprawiedliwość zakłada coś, co nie tylko należy spełnić i co źle jest nie spełnić, ale co ponadto może być przedmiotem roszczeń jakiejś osoby, czującej się do tych roszczeń moralnie uprawnioną”13.
Mamy tu więc rozróżnienie Petrażyckiego sformułowane w takim języku, w jakim on sam przemawia wtedy, gdy je formułuje, nie posługując się pojęciem emocji. Jakaś norma byłaby, w myśl tego rozumienia, normą stojącą na straży sprawiedliwości, a do tego są właśnie powołane normy prawne, gdy nakazuje czyn C i gdy istnieje jakiś X, który jest uprawniony do roszczeń. Co to znaczy z kolei „uprawniony do roszczeń?” Uprawniony - zdaniem Milla - jest ten, czyje roszczenia winny być przez społeczeń-
12 John S. Mili, Utilitańanism, London 1882, wyd. VIII, s. 74. Patrz polskie wydanie w Bibliotece Klasyków Filozofii: Utylitaryzm. O Wolności, Warszawa 1959.
13 Tamże, s. 75.
241