Oświecenia, to trudno napisać choć trzy strony, jeżeli wcześniej nie zaprzeczyło się zdecydowanie, iż wielu z potencjalnych czytelników wierzy w diabły.
Zaprzeczanie okazuje się pomocne, gdy zastanowić się nad stanem umysłowym niektórych ważnych przedstawicieli naszej elity intelektualnej. Mam na myśli tych, którzy ulegli demonicznemu urokowi tzw. postmodernizmu, a w szczególności jego nurtu określanego jako de-konstrukcjonizm. Akademicka rzetelność wymaga, abym przedstawił więcej szczegółów na temat tego światopoglądu. Poświęcony mu będzie jeden z następnych rozdziałów. Teraz zwrócę jedynie uwagę, że dekonstruk-cjoniści bardzo podejrzliwie podchodzą do języka. Uważają nawet, że wprowadza on w błąd. Jean Baudrillard twierdzi nie tylko, że język fałszywie opisuje rzeczywistość, lecz także, że ta opisywana rzeczywistość w ogóle nie istnieje. (Być może to wreszcie wyjaśnia, dlaczego Francuzi stawili tak słaby opór niemieckiemu atakowi na ich kraj w czasie drugiej wojny światowej: nie wierzyli, iż atak jest rzeczywisty.) Dawniej pomysł, że język nie potrafi oddać rzeczywistości, byłby uznany za nonsens, jeśli nic rodzaj choroby umysłowej. W rzeczy samej, to jest rodzaj choroby umysłu. Niemniej jednak w naszych czasach idea ta ma uzasadniać tworzenie prestiżowych katedr uniwersyteckich. Powstają nawet doktoraty poświęcone tego rodzaju tematom.
Oczywiście istnieje pewien związek między ludźmi wierzącymi w kosmitów i Diabla a różnego rodzaju de-konstrukcjonistami. Są to ludzie pozostający w niewoli ciężkiej depresji i - prawdę mówiąc - wyśmiewanie ich jest niestosowne, zwłaszcza że większa część społeczeństwa cierpi w większym lub mniejszym stopniu na tę samą chorobę. Gdybym wiedział więcej o psychologii, może mógłbym nadać tej dolegliwości właściwą nazwę. W zamian korzystam z pomocy poetów - nie w poszuki-wim i u odpowiedniej nazwy, lecz żeby potwierdzić występowanie tej choroby i znaleźć jej przyczyny. Yeats, na pr/yklad, dostarcza nam precyzyjnych opisów naszych Kapryśnych akademików i ludzi ogarniętych obsesją go-m i / kosmosu: tym pierwszym brakuje pewności, pod-i /.as gdy drudzy pełni są żarliwości. T. S. Eliot, jak pamiętacie, pisał o wydrążonych ludziach zamieszkujących ziemię jałową, Auden o epoce strachu, Vachcl Lindsay natomiast o ludziach o ołowianych oczach, którzy nie dostrzegają bogów, którym mogliby służyć. Edna St. Vincent Millay, w swojej książce Huntsman, What Quar-rv? umieściła wiersz, który dotyka sedna problemu. Oto fragment tego utworu:
Upon this gifted age, in its dark hour,
Rainsfrom the sky a meteońc shower Offacts... they lie unąuestioned, uncombined.
Wisdom enough to leech us ofour Ul Is daily spun; but there exists no loom To weave it into fabric.
(W tym wspaniałym wieku, w jego mrocznej porze
Spada z nieba meteoryczny deszcz
Faktów... leżą nie podważone, nie powiązane.
Dość mądrości, by nas uzdrowić Przędzie się co dzień; lecz nie ma krosna,
By utkać ją w tkaninę.)
Żadnego warsztatu tkackiego tworzącego tkaninę / taktów, ludzie, którzy nie służą żadnemu z bogów, puści i lękliwi, nie ufający językowi, niepewni nawet co do najbardziej oczywistych cech rzeczywistości, pozbawieni pewności, podejrzliwi wobec prawdy.
Jakie wnioski możemy z tego wyciągnąć? Jest wiele możliwości. Pośród nich są osobliwe i wyszukane fantazje, zwykle towarzyszące nadejściu nowego milenium. Jedni wierzą, że nowa era zapowiada ponowne nadejście ( hrystusa, drudzy uważają, iż nastąpi koniec wszystkie-
15