lows. W takich okolicznościach wygodnie jest reprezentować pogląd, najoględniej mówiąc, że wszystkie znaczenia są niedookreślone, że nie ma rozstrzygających interpretacji tekstów. W każdym razie list de Mana pełen byl dwuznaczności, a nawet zwykłych kłamstw, co Derrida skomentował następująco: „Nawet jeśli czasem rodzi się we mnie coś w rodzaju protestu, to po chwili tłumaczę sobie, że wolał za życia nie prowokować tej spektakularnej i bolesnej dyskusji. Pozbawiłoby go to czasu i energii. Nie miał ich zbyt dużo, a my bylibyśmy pozbawieni części jego dorobku.”1 tlAnthony Julius tak napisał o tej reakcji: według Derridy powinno unikać się powiedzenia prawdy, gdyż jest to czasochłonne. I
Derrida, z tego co wiem, nie twierdzi, że każde znaczenie może być przypisane tekstowi, lecz jedynie że istnieje więcej możliwości, niż się zwykle spodziewa i przyjmuje. Być może nie ma postmodernistów mówiących, że każde znaczenie jest usprawiedliwione. Przeglądając jednak dzieła czołowych postmodernistów, nie widzę jasnych kryteriów (ani choćby dążenia do ich wypracowania), według których pewne znaczenia mogą być wykluczone. Proces tworzenia znaczenia tekstu wymaga zarówno odrzucania pewnych znaczeń, jak i dodawania nowych, a znajomość reguł stanowiących kiedy któreś z tych powiązań jest właściwe, leży u podstaw rozumnej interpretacji. Derrida, w istocie, wie to równie dobrze jak ktokolwiek inny, skoro jego słynne analizy sprzeczności w tekstach Platona i Edmunda Husserla mogą służyć za przykład, jak czytać wnikliwie.1' Są jednak tacy, którzy posunęli się w postmodernistycznym czytaniu do granic absurdu, jak w przypadku Wielkiego Oszustwa Postmodernistycznego z 1997 roku. Alan Sokal, fizyk z Uniwersytetu Nowojorskiego, przesłał długi esej do czasopisma „Social Text”, znanego ze swego przywiązania do myśli ponowoczesnej. Po opublikowaniu eseju Sokal wyjawił, że od początku do końca był to całkowicie bełkotliwy wywód. Nie obarczony błędem, nic przesadzony, nawet nie będący rezultatem ćwiczeń wyobraźni. Po prostu bełkotliwy. Najwyraźniej nie dostrzegli tego redaktorzy „Social Text”, albo jeśli nawet, to zdecydowali, że bełkot jest tak samo dobrą formą dyskursu jak inne. Sokal kontynuował swój atak na postmodernistyczny sposób pisania, wspierając Johna Bricmonta, fizyka belgijskiego, w pisaniu Fashionable Nonsense, miażdżącej krytyki pism, między innymi, Regisa Debray, Jacques’a Lacana i Jeana Baudrillarda. Na temat teorii Baudrillarda o „wielokrotnej refrakcji w hiperprzestrzeni” Sokal (w wywiadzie dla „London Times”) powiedział: „W fizyce istnieje słowo «prze-strzeń», podobnie jak hiperprzestrzeń i refrakcja. Ale wielokrotna refrakcja w hiperprzestrzeni?... Wydaje się to naukowe, lecz w istocie jest równie nadęte, co bezsensowne.”14
Pompatyczność możemy tolerować. Brak sensu to już jednak inna sprawa. Na szczęście większość z nas nie uległa pokusie języka pozbawionego znaczeń. Staramy się jak najlepiej połączyć nasze słowa ze światem nie-słów. Albo przynajmniej używać słów, które będą korespondować z doświadczeniem tych, do których się zwracamy. Martwimy się jednak często, że pokolenie młodych ludzi może poddać się owej akademickiej modzie, która utrudni im rozwiązywanie rzeczywistych problemów, stawianie im czoła. To dlatego, zamiast czytać Derridę, powinni czytać Diderota, Woltera, Rousseau, Swifta, Madisona, Condorceta lub innych autorów Oświecenia, którzy wierzyli, iż mimo wszystkich trudności posługiwania się językiem można powiedzieć to, co się myśli, pomyśleć to, co zostało powiedziane, oraz milczeć, kiedy nie ma się nic do powiedzenia. Wiefzyli, że można posługiwać się języ-I iem, aby sformułować prawdziwe twierdzenia o święcie