Nie miałam prawa do żadnego z tych uczuć, bo - jak twierdził mój ojciec - miałam wszystko. Jaka szkoda że za wszystko co dostałam od rodziców, czułam się winna. Bo ja miałam np. nowe buty a moja mama nie. Z powodu biedy panującej w domu, nauczyłam się sobie tłumaczyć, że wiele rzeczy nie jest mi potrzebnych. Tak naprawdę, nic nie było mi potrzebne, żeby tylko zaczęło układać się w domu. Byłam przekonana, że przeze mnie się kłócą. Jakoś znajomość terminu DDA i świadomość, że mój ojciec pije, nie zdjęły ze mnie wcale poczucia winy. I tak już miało zostać - rozum swoje a ja i tak wiem, że wszystko co złe, jest przeze mnie.
Wpadłam na doskonały pomysł, że na pewno lepiej będzie im beze mnie i poszłam do szkoły z internatem. O ile w internacie było mi dobrze, to w szkole izolowałam się bardzo. W tym czasie dowiedziałam się, że córki alkoholików wchodzą w związki z alkoholikami. I rozum przyjął to do wiadomości, a i tak wybrałam sobie alkoholika. „Dziwnym trafem”, dokładnie w czasie, kiedy zupełnie przekreśliłam swojego ojca. Mój związek był tak absorbujący, że przestałam myśleć o problemach moich rodziców. Myślałam, że nareszcie żyję swoim życiem. A w rzeczywistości, całą energię poświęcałam na uszczęśliwienie MOJEGO mężczyzny i czułam przeogromny strach, że może on odkryje, jaka jestem naprawdę i wtedy mnie zostawi. Tylko między koleżankami, mogłam być sobą. Mogłam mieć swoje zdanie, żartować, wygłupiać się. W obecności mężczyzn znikałam, ponieważ zawsze wtedy słyszałam komentarze mojego ojca (zawsze, kiedy rozmawiałam z mamą, on, albo wychodził, mówiąc, że nie chce słuchać tych głupot, albo wręcz reagował agresywnie, kiedy „przeszkadzałyśmy” mu oglądać telewizję).
Skończyłam szkołę średnią i przyjechałam do Warszawy. Chciałam studiować i pracować. Nie chciałam być już ciężarem dla rodziców, a jednocześnie/ chciałam mieć swoje pieniądze, żeby już się nie wstydzić: za ubiór, za jakieś niezapłacone rachunki, za nie-oddane długi.
Po niedługim czasie przyjechał też MÓJ MĘŻCZYZNA. Jak bardzo cieszyłam się, że tak mocno musi mnie kochać. Wszystko, co on zrobił, było wyznacznikiem mojej wartości. Albo byłam w eu-torii, albo w rozpaczy. Kiedy nie było go przy mnie, stawałam się apatyczna. Martwiło mnie to. Chciałam uwolnić się od niego, ale nic potrafiłam. Wtedy po raz pierwszy zaczęłam myśleć o terapii. (tświadczył się i po niedługim czasie zamieszkaliśmy razem. Robiłam wszystko, żeby był szczęśliwy. Moją winą było, kiedy nie był.
Żeby zaoszczędzić na dom, postanowiliśmy, że będziemy opiekować się chorym, w zamian za mieszkanie (w sensie, że ja będę się opiekować). Miałam 20 lat. Po pracy musiałam być w domu, żeby podać posiłek, wyprowadzić do łazienki i takie tam.
Czekałam na ślub, jednak on nie był gotów. No tak, kto by chciał się ze mną ożenić, myślałam. Za mało się staram. I z większa energią przystępowałam do działania. Czekałam tak przez 5 lat, ale się doczekałam.
Mniej więcej wtedy moja przyjaciółka podjęła terapię. Była zadowolona, chociaż nie ujawniała szczegółów. Byłam zaskoczona że terapia może być bezpłatna!
Cieszyłam się, nie miałam żadnych wątpliwości. Bałam się tylko, że na weselu ojciec się upije. Niepotrzebnie - on był już pijany przed. Za to mój narzeczony zachował się wspaniale. Nie upił się. Tak, wszystkie moje myśli krążyły wokół tematu: czy się upiją czy nie? I czy przypadkiem nie będzie żadnej awantury. Wesele było udane. Ojciec podobno kogoś pobił, aleja tego nie widziałam. Mąż odwiózł mnie do domu, a sam wrócił na imprezę. Nie trzeźwiał przez tydzień. Znowu byłam samotna. Tym bardziej, że po ślubie odebrałam sobie prawo do narzekania na męża. Wcześniej mogłam wygadać się przyjaciółkom. Nierozerwalność węzła małżeńskiego była moim priorytetem. Na zewnątrz udawałam szczęśliwą mężatkę, a w domu ciągle wiało chłodem.
Stan osoby, którą się opiekowałam, pogarszał się. Było mi strasznie ciężko. Wtedy dowiedzieliśmy się, że teść ma raka płuc, że są już przerzuty na inne organy wewnętrzne. Nie męczył się długo. Mój mąż stał się nerwowy, a ja go tłumaczyłam i chciałam być dla niego oparciem. Zbierałam wszystkie siły, żeby się nie rozklejać. Ukrywałam łzy. Nie miałam też najmniejszej nadziei na wy-
DDA Autoportret _ 43