misję z warszawskiego MSZ do Watykanu (wiosna 1947). Jeśli tylko zachowały się odpowiednie archiwalia, w odpowiednich miejscach.
Niewątpliwie marnie natomiast ze źródłami, nazwijmy je towarzyszącymi. Zwłaszcza materiałami wytworzonymi nie ex post, lecz zażycia pisarza. Nie tyle zatem z archiwów, co z szuflad. Pruszyński chyba nie trudził się pisaniem do szuflady. W ogóle, zdaje się, nie dbał zbytnio o swoje manuskrypty. (Nie wiemy w każdym razie, co zostało w ambasadzkim sepecie w Hadze i w biurku w Warszawie, po tym czołowym zderzeniu Citroena CD-388 z niemiecką ciężarówką 13 czerwca 1950 r. o godzinie 10.30 na remontowanej, zwężonej autostradzie pod Haram k/Dusseldorfu.) Papiery osobiste mogły rozproszyć się w rodzinie. Także i korespondencja (spuścizna, prócz pewnych wyjątków, nie znalazła się dotychczas w obiegu badawczym).
Opisany wyżej epizod z „Odrodzenia”, przypadkowy i oczywiście zupełnie marginalny, nie byłby wart uwagi. Zamyka jednak — w pisaniu Pruszyńskiegc* -rozdział gdański.
Pruszyński został wysłany do Gdańska przez redakcję „Czasu”. Stał zaś za tym, zapewne, Stanisław Estreicher (1869—1939, Sachsenhausen). Postać szczególna wśród historyków prawa, zagadnień ustrojowych, znamienitej wówczas profesury UJ, ale chyba także i wśród krakowian. Był bowiem, obok redaktora Antoniego Beaupre (1860—1937) — głównym publicystą politycznym pisma; pisywał na tematy międzynarodowe. Znał Ksawerego i z redakcji, i z uczelni (Pruszyński dwa lata był asystentem Estreichera).
Gazeta, w każdym razie, poinformowała jako pierwsza, że wobec gwałtownej sytuacji w Gdańsku wysy-ta lam Jednego ze współpracowników”. („Czas”, 13 VII 1932, Hitleryzm, gdański i bojkot Wolnego Miasta; artykuł niepodpisany, przypisywany Estreicherowi). Dwa dni później, na tytułowej stronie dziennika ukazała się pierwsza korespondencja Pruszyri-skiego, otwierająca cykl („Czas”, 15 VII; ostatnia pozycja - 24 VII).
Druk reportaży — jak wiemy — równocześnie rozpoczął warszawski „Dzień Polski” (14 VII—4 VIII) oraz żywo redagowany, z zasobnym serwisem zagranicznym, specjalnie na tematy niemieckie „Dziennik Poznański” (17 VT1-G VIII). Pruszyńskiego przedstawiono, oczywiście, jako swojego wysłannika do miasta, „na które oczy całego świata są dziś, z haczną czujnością. zwrócone”. Przy korespondencjach zamieszczano czasem redakcyjne komentarze. Pisywał je zazwyczaj JózefWiniewicz (1905—1984), redaktor „Dziennika Poznańskiego” do września 1939 r.
Olerta z Krakowa musiała być chętnie przyjęta. Pisma bowiem, pokrewne ideowo, miały zasięg w zasadzie regionalny łub nawet jedynie lokalny („Dzień Polski”) i nie rywalizowały ze sobą.
Pani Anna, matka Ksawerego, powiada, że to właśnie on, „aby pokryć koszta”, namówił obie gazety. (Anna Pruszyńska, Między Bohem aSłitczą,Wrocław 2001, s. 239). Pewnie też, w praktyce, tak i było.
Sama eskapada bez wątpienia się udała. Pruszyński wpędził w Gdańsku dwa wybitnie pracowite tygodnie (w tym parę godzin nu Westerplatte, gdzie głębokie kazamaty z materiałami wybuchowymi oraz „ocieniony jesionami i klonami park”).
Czekał jednak na echa w prasie.
Spodziewał się — nowicjusz na głębokiej wodzie — żywej reakcji oraz solidnej, sensownej dysputy o zasadach polityki zagranicznej RP.
Drukował wtedy wraz z 22-letnim bratem Mieczysławem w „Buncie Młodych” (wydawanym i redagowanym przez Jerzego Giedroycia) teksty na takie
13