teraz widzę jedną, drugą, trzecią wieżę, hełmy wieżyc takie, jak renesansowy szyszak najpiękniejszego ratusza w Polsce, w Poznaniu. Osobno wielki i ciężki, ucięty, jak wieże Notre Damę, cały w patynie sadz setek kominów od setek lat --Marienkirche. To wszystko to już nie Danzig. To wszystko to owe Gedanum przywilei jagiellońskich. Gdańsk tysięcy, tysięcy łaszt spławianego zboża, misternej stolarki w czarnym dębie, w której tak bardzo lubowali się sarmaccy szlachcice baroka.
Nie jadę do tego Gdańska. Gedanum to miasto rzeczy skończonych, cmentarzem i lamusem trą-cących. Mam gdzieś wetknięty w walizce „Berli-ner Tageblatt”, gdzie w artykule wstępnym mówi się o Lozannie. Och, nic nudnego, żadnych plotek a n ty s z a m b r o wy e h. Sam sens. Lozanna — czytam - była etapem końcowym drogi, którą Niemcy przebywały przez lat dziewięć. Genua, Londyn, Haga, Paryż, znowu Londyn, Bazylea — to były kamienie milowe tej drogi, na której Niemcy rzucały jedne po drugich worki balastu reparacji wojennych. Te trzy miliardy marek, które ostatecznie zapłacą, to będzie ostatni ciężar finansowy Traktatu Wersalskiego. Koniec, nic więcej.
Koniec - ale czego? Koniec reparacji czy także koniec krecich podkopów pod inne stypulacje Traktatu? Może właśnie siły niemieckie, wyzwolone z odcinka walki o odszkodowania pieniężne, przerzucone zostaną zwycięskie na teren, gdzie dotąd wszystkie szturmy i ataki kilkunastoletniej ofensywy były równie bezskuteczne jak ataki armii Kronprinza na betonowe kazamaty Ver-dun?
Pamiętam te ataki. Zrazu na wszystkich fron-20
(m l i, otl Tyrolu po Szlezwig, od Eupen i Malme-ilv po Katowice. Potem Stresemann dał scichnąć ii/mlorn, /.wróconym na Strasburg, Ruhrę, tereny .ubrane przez Belgię. Jednocześnie przyjaciel In w/imi 1 litler zapomniał o Sudtirolu. Nie wy-i /okniio się niczego, ale przycięli a no. Czasu wojny gdy państwa centralne usłyszały pierwsze ..•przy ty w swej wewnętrznej maszynerii, przy-,pieszyły zawarcie traktatu brzeskiego, by wyzwolonymi na Wschodzie siłami złamać nareszcie Pucha, Pershinga, Haiga. Czasu pokoju Lo-i ni no i Lozanna czyż byłyby powtórzeniem a re-liour.'. manewru brzeskiego?
Tor drugi, trzeci, szósty i dziewiąty — który ni/,ie z Prus Wschodnich? —zbiegły się z naszym. Nasyp rozszerza się w coś, co za dziesięć minut będzie peronem. U wjazdu na torze nad nami , , ci wone i białe ramiona semaforów. Wjazd wolny Na wszystkich torach, jedenastu torach do i id,niska wjazd wolny, wjazd wolny. Czyżby... dobry omen?
A pan czemu jedzie do Gdańska?
To ów milczący towarzysz drogi, ten ze Lwowa, len, co niedawno obserwował mnie ze zdziwieniem, gdym tak dokładnie i o tyle drażliwych kwestii rozpytywał się tamtego Niemca. Chce mi ,iV śmiać. Byłem w duszy pewien, że bestia nie wytrzyma i zapyta.
Jadę do Gdańska na tydzień. Jestem wysłannik iem paru polskich pism konserwatywnych.
I co pan będzie robił?
I n już do ciekawości przybywa trochę zgryźliwe! ironii.
Będę chodził, patrzył, rozmawiał. Będę ob-rrwował. Spróbuję z tego zrobić parę reportaży.
21