248
XV- Wniołkj z podróży
gabinetowych. W tym czasie decydującą rolę dla Montaigrtfa aa jeszcze autorytet naukowo-literacki. Początek choroby nie przyniósł zmiany stylu myślenia. Przyniosła ją dopiero podróż, co znalazło wyraz zwłaszcza w trzecim wydaniu Prób. W czasie pobytu we Florencji Montaigne zwiedza ogród wielkiego księcia: „Po obiedzie poszliśmy bliżej obejrzeć ogród i stwierdziłem tam — co mi się już było zdało przy wielu okazjach — że wyobraźnia zawsze idzie dalej niż rzeczywistość. Widziałem go w zimie nagim i ogołoconym; wyobrażałem sobie jego piękność w najmilszej porze roku znacznie powyżej tego, co widziałem w rzeczywistości"'. We wcześniej wydanych rozdziałach Prób podobną myśl obwarowałby Montaigne autorytetem Epikteta lub Seneki, a punktem wyjścia byłby cytat.
W tym kontekście można też widzieć obszerne notatki i komentarze na temat zdrowia w podróży: nie tylko (czy nawet nie tyle) jako nasuwające się z nieodpartą, bolesną siłą zagadnienia, ale jako materiał do przyszłej analizy, do kojarzenia z perspektywy czasu objawów choroby, trybu życia i stosowanych zabiegów. Montaigne cieszy się szczególnie, kiedy dokonawszy jakiegoś doświadczenia ze swym zdrowiem, dochodzi do konkluzji sprzecznej z zaleceniami lekarzy. Ma wtedy nowy przykład słuszności swej metody eksperymentalnej i dowód głupoty, jaką jest ślepe posłuszeństwo autorytetowi.
Odkrywszy w podróży włoskiej metodę eksperymentalną, za uważa też Montaigne, że jego stan fizyczny ma pewne cechy odrębną nie dające się sprowadzić do ogólnych zasad medycyny teoretycznej. Od tego momentu traci podstawę w jego myśleniu refleksja nie związana z postrzeganiem. „Obraz własny" w świetle Dziennika podróży i dalszych doświadczeń nabiera nowych barw i nowego wymiaru. Może da się to powiedzieć i o tej końcowej myśli: „Więcej jest roboty z tym, aby interpretować interpretacje, niż samą rzecz; więcej książek o książkach niż o innych przedmiotach. Nic nie robimy, jeno glossujemy się wzajem". A dalej szydzi: „Główną i najsłynniejszą umiejętnością naszych czasów zali nie jest umieć pojmować uczonych? Czyż to nie jest powszechny i ostateczny cel wszystkich nauk?"
Myśl Montaigne'a pozwala ocenić dopiero zetknięcie się z masą uprzedzeń, z powielanymi w nieskończoność opiniami o krajach, obyczajach, ludach, z niechęcią zrozumienia innych cywilizacji, czym przeważnie nasycone są relacje z podróży.
Ten myśliciel jest zdumiewający: „Nie dlatego, że Sokrates to powiedział, ale dlatego, że w istocie taka jest moja natura (może nie wolna od pewnej w tym przesady), uważam wszystkich ludzi za swoich rodaków: tulę do serca Polaka tak samo jak Francuz, niżej stawiając
^ spójność narodową od powszechnej i ogólnej'. To zdanie, tfoko potem rozwinięte, stanowi całkowity wyjątek w ówczesnej Sum- Polak znalazł się w nim zresztą nieprzypadkowo: w roku 1574 Lyyk Walezy uszedł z Krakowa (wzmianki o jego spiesznym powrocie jga Włochy napotykamy wciąż w relacjach z podróży) i zatarg na tym ^między Francuzami a Polakami przerodził się rychło w zdecydowaną benofobię. Wiersz Adieu la Pologne doczekał się ostrej odpowiedzi jjna Kochanowskiego, a krótkotrwała fascynacja orientalnym splendorem orszaków magnackich znad Wisły przerodziła się nad Sekwaną w długoletnią niechęć i pogardę.
Zwrócono uwagę, że w umyśle Montaigne'a walczą idee jedności i różności świata; różnice między jego poglądami w pierwszym i trzecim wydaniu Prób wynikają zapewne z doświadczeń podróży.
W pierwszym, wcześniejszym ujęciu każdy człowiek jest odmienny | inieporówny walny - krok ku zamknięciu w leibnitzowskiej,monadzie bez okien'. W drugim - osobnik ludzki jest przede wszystkim egzemplarzem gatunku.
Można się zgodzić z hipotezą, że metoda przyjmowania obyczajów i gustów kraju, który się odwiedza, prowadziła Montaigne'a do konkluzji, że te obce ludy kierują się podobnym motywem dążenia do szczęścia, choć czasem widzą je w czym innym. Łatwo w końcu żyć odmiennym stylem, a zyskując znajomych i przyjaciół w podróży, odnajdywać w cudzoziemcach tę samą naturę ludzką.
Podróże dostarczały każdemu tego, czego potrzebowahdojzego dążył. Budowano’w podróży zręby nowożytnej wiedźy przyrodniczei. Powfedz-mi; czym się interesujesz, a powiem ci, kim jesteś - może przyjąć za swoje motto historyk i socjolog turystyki Choć większość podróżnych zdaje się zachowywać dość rozsądny zloty środek, niewielu tylko kieruje się wskazaniami Montaigńe'a, Fantuzziego czy Thomasa 8rowne'a, a zwłaszcza zasadą, którą w XIX stuleciu tak miał ująć angielski publicysta William Hazlitt .Zasadą podróży zagranicznej jest brać ze sobą swój zdrowy rozsądek, a pozostawiać uprzedzenia. Celem podróżowania jest widzieć i uczyć się; takślest jednak niecierpliwość naszej niewiedzy, taka zazdrość naszej milośri własnej, że przeważnie budujemy z góry pewne przekonanie (w samoobronie czy jako barierę przeciwko lekcjom doświadczenia) i zdumiewamy walczymy ze wszystkim, co się z tym nie zgadza'.