założenia, że ich zadaniem jest przekształcenie Polski w mocarstwo. Drogą ku temu było konsekwentne zbliżanie się w jeden blok przymierzy polityczno-gospodarczych z państwami bałtyckimi i Rumunią, pełne zerwanie z nacjonalizmem w stosunkach wewnętrznoparistwowych, wciągnięcie do współpracy Ukraińców oraz ruch białoruski, solidarystyczna przebudowa gospodarcza. Wszystko to były rzeczy niesłychanie trudne. Starsze pokolenia uważały je za rzeczy nie do rozwiązania. Jeśli je „mocarstwowcy” potrafili rozwiązać, to w pierwszej mierze dlatego, że -może jedyni w ówczesnej Polsce rozumieli, że rozwiązanie to, mocarstwowość państwa, to con-ditio sine qua non jego bytu. Jeśli je potrafili rozwiązać, to zapewne i dlatego jeszcze, że swych lat uniwersyteckich nie zaprzęgli w służby żadnej z bojówek starych partii politycznych (tak Młodzież Wszechpolska dźwigała pałki ku większej chwale endecji, zaś Legion Młodych ku jeszcze większej rządów pomajowych), ale obrócili je na mozolne, od podstaw, przestudiowanie tych problemów.
Nic też dziwnego, że ludzie ci doszli później do steru: musieli dojść. Nic też dziwnego, że ująwszy w rękę i sprawy gdańskie, nie musieli dopiero wówczas na gwałt tworzyć „koncepcji”. Zaraz od początku drogą prasy, radia, przemówień oficjalnych i not umieli ludności gdańskiej wytłumaczyć, że z dawnymi aspiracjami nacjonalistów wzięli ostateczny rozbrat i że jeśli polityka polska dąży stanowczo do politycznego oderwania Gdańska od Berlina, to nie tylko w niczym nie zmierza do „polonizacji” miasta, ale właśnie jego tradycje te kultywować będzie jako część składową spuścizny jagiellońskiej.
Nic nie pomogła też zażai-ta walka agentur pohitleriańskich, które czuły, że usuwa im się grunt spod nóg. Przy najbliższych wyborach ludność Gdańska głosowała na listę ludzi nie z Królewca nasłanych, ale swoich, interesom swego miasta służących. Odniosła pełne zwycięstwo. Swój obraz znalazło ono w uroczystości tak nam pamiętnej: sprawdziła się w niej, rzucona paradoksem, przepowiednia pewnego publicysty, jeszcze w roku 1932 rzucona: przybyła do Gdańska Głowa Państwa Polskiego, przyjęta na uroczystym posiedzeniu Volkstagu, wygłosiła wielką mowę, nową „Charta libertatis” dla Gdańska będącą. Mowę tę wygłosiła - po niemiecku.
Pamiętamy też. wszyscy zapał onego dnia, gdy po polsku - acz z wieloma błędami - odpowiadał Dostojnemu Gościowi burmistrz Wolnego Miasta. Zapomnieliśmy zresztą tę nieopisaną wściekłość, jaka zapanowała w Berlinie i wśród ostatnich mohikanów tak niegdyś przemożnej endecji. Ani jedni, ani drudzy nie mogli pojąć, dlaczego na wniosek pewnej grupy w Volkstagu, żądającej włączenia Gdańska do Polski, odpowiedziano od nas odmownie. „Jesteśmy i tak zjednoczeni najsilniej, bądźcie miastem wolnym, bądźcie płucem oddechu na morze Rzeczypospolitej”. Toteż Niemcy pogranicza widziały, jak dobrze jest w owej Polsce. Gdański odcinek w dokonanym przez „mocarstwo weń w” dziele świadczyć też będzie po wieki o tym, że ciasnota horyzontów, jaką grzeszyło pierwsze dziesięciolecie Polski, była jedynie chwilowym przyciszeniem wielkiego geniuszu Narodu.
102
103