<-\mi urodzinami cesarza zrodziła się tam wielka idea, bym rzystać okrągły jubileusz i zorganizować wspaniale obchotl* które miałyby stać się zbawczym wzorem dla reszty świata. 1^, całym przedsięwzięciem miał czuwać powołany w tym celu rw patriotyczny Akcja Równoległa.
Wysoko postawione osobistości zaangażowane w Akcję Ró^ noległą rzucają się więc w wir poszukiwań „zbawczej idei”. Wjc.
le przy tym dysput, wiele f razeologii - nadętej, a zarazem dość mętnej, jako że nikt nie ma pojęcia, czym właściwie miałaby być owa idea ani na czym miałaby polegać jej zbawcza dla świataro. la. Musil nie szczędzi ironii, szkicując sylwetki zaangażowany^ w akcję postaci, ale najbardziej żałosną i śmieszną z nich jest ge. nera! Stumm (po niemiecku: niemy), który obiecał sobie, że pierwszy znajdzie zbawczą ideę i of iaruje ją ukochanej kobiecie, Deotymie, również należącej do grona ważnych osobistości trzy. mających stery Akcji Równoległej.
Pamiętasz - rzekł - że ubrdałem sobie złożyć u stóp Deotymy ową zbawcy myśl. której ona tak szuka. Otóż okazuje się. że jest bardzo dużo ważnych my. śli. ale jedna z nich musi ostatecznie bvć ta najważniejszą: to jest przecieżlo giczne! Chodzi więc po prostu o to. at'\ wprowadzić do tych myśli pewien lad1.
General słabo orientuje się w święcie idei. nie bardzo wie, jak należy się z nimi obchodzić, a zwłaszcza, jak wynajdywać nowe, postanawia zatem udać się do biblioteki cesarskiej. Wydaje mu się, że jest to najlepsze miejsce dla kogoś, kto chce zapoznać się z wielkimi myślami i „uzyskać jasne pojęcie o sile przeciwnika*, a także pragnie, postępując w sposób możliw ie najbardziej systematyczny. odnaleźć eoraco poszukiwana idee doskonała.
Zwiedzanie biblioteki szybko jednak zbipi go / tropu. Nieprzy
zwyczajony
bez
J. LCttZtT, t. z, Warszawa 1971. v 170 W cytowanym ( nych Stumm zwraca się do swego przyjaciela Ulricha
wytycznych punktów odniesienia nijak nie potrafi zapanować nad ogromem wiedzy, z którym zostaje nagle skonfrontowany -a przecież jako wojskowy przywykł do porządku:
Przedefilowaliśmy przed frontem niezliczonego mnóstwa książek i muszę powiedzieć, że z początku wcale mną to nie wstrząsnęło. Te szeregi książek nie są bardziej imponujące od garnizonowej parady wojska. Ale po pewnej chwili poczułem wewnętrzną potrzebę zliczyć je w myśli, i to dało nieoczekiwany wynik. Widzisz, przedtem myślałem, że jeżeli codziennie przeczytam jedną książkę, będzie to wprawdzie bardzo męczące, ale kiedyś dojdę jednak do końca i wtedy uzyskam prawo zajęcia pewnej pozycji w życiu intelektualnym, nawet gdy tę czy inną książkę pominę. Ale czy wiesz, co mi bibliotekarz odpowiedział, kiedy nasz spacer wydawał się nie kończyć i zapytałem go, ile tomów właściwie liczy ta zwariowana biblioteka? „Trzy i pól miliona - odpowiedział!! - Tutaj doszliśmy -rzeki - mniej więcej do siedemsettysięcznego tomu”. Od tej chwili liczyłem już nieustannie. Zaoszczędzę ci podania sposobu, jak to robiłem, gdyż potem, w ministerstwie, jeszcze raz odtworzyłem ten rachunek z ołów kiem w ręku: otóż musiałbym zużyć całe dziesięć tysięcy lat, aby dokonać tego, co postanowiłem2.
Także spotkanie z ogromem - właściwie nieskończonym -potencjalnych lektur może nas zaprowadzić do idei całkowitego nie-czytania. Jak bowiem wobec tak ogromnej liczby opublikowanych dziel nie uznać, że c/ytanic - nawet gdybyśmy poświęcili tej czynności całe życic —jest całkowicie beznadziejne? 1 tak przytłaczająca większość książek pozostanie dla nas na zawsze
nie znana.
Czytanie jest przede wszystkim nie-czytaniem. Nawet gdy prawdziwy czytelnik, czyli taki. który czytaniu posAvięca cale swoje życie, bierze do ręki książkę i otwiera ją. gestem tvm maskuje zawsze gest przeciwny - równoczesny, w związku / czym umykający naszej uwadze. Ten gest odwrotny, mimowolm. to gest pominięcia i zamknięcia wszystkich innych książek, które przy innym ulo/cniu losow św iata mogłyby znaleźć mc na nuci scu tej szczęśliwie wybranej.
: Tamże, s. 171.