nym, ponowoczcsnym świccie koniecznością, wolność wyboru jest sednem turystycznego życia. Zabierzcie wolność wyboru - i przepadną bez śladu powab, romantyzm i obietnica przygody, które z życia w drodze i na drodze czynią turystykę. To wolność wyboru wędrowcy czyni świat rozległą i otwartą, na poletka nic podzieloną, pustynną przestrzenią. To pozbawienie wędrowcy wyboru czyni świat bagnem, w którym sprężone do skoku nogi zapadają się i grzęzną.
Postacie turysty i włóczęgi trzeba, rzecz jasna, traktować jak meta fory ponowoczesnego życia. Wbrew temu, co pojęcia w ich pierwotnym sensie sugerują, aby być w tym święcie turystą lub włóczęgą, nie trzeba pokonywać przestrzeni fizycznej, nie trzeba podróżować daleko - można nawet nie ruszać się z miejsca; przypomnijmy sobie, że przelgrzymami-przez-życie byli w opowieści Maksa Webera purytańscy mieszczanie, słynni skądinąd z tego, że rzadko zapędzali się poza rogatki miasta i pilnowali swego ziemskiego powołania tak pilnie, że wakacje nad morzem uważali za dowód rozwiązłości i grzech wołający o pokutę. Z tym zastrzeżeniem tylko mówić można, że w naszym dzisiejszym świccie wszyscy jesteśmy w życiu wędrowcami-przcz-życic - cieleśnie lub duchowo, dziś lub w nieuchronnie nadciągającej przyszłości, z radością lub smutkiem w sercu, z chęci lub z musu; nikt z nas nic może się zaklinać, żc miejsce, w jakim dziś się znalazł, będzie mu prawnie przysługiwało na wieki, że dokona żywota w tym stanie, do jakiego dotarł dziś, na jaki zapracował, którego się dorobił. A i w żadnym miejscu nie czujemy się wszak do końca u siebie, bezpieczni, raz na zawsze zadomowieni. Ale na tym wspólnota naszego losu się kończy, a zaczynają różnice - i to różnice, jak Jadwiga Mizińska dobitnie-wywiodła, bynajmniej nie błahe i dla sposobu doświadczania życia wcale nie drugorzędne.
najgłębszy i najbardziej w skutkach doniosły podział współczesnego społeczeństwa. Losy życiowe każdego z nas odłożone są niejako w którymś z punktów kontinuum, którego jednym biegunem jest postać „doskonałego turysty”, a drugim postać włóczęgi beznadziejnego, nic do odratowania. Punkt nam na tym kontinuum przyznany zależy od jednej tylko zmiennej, z którą korelują ściśle wszystkie inne wskaźniki społecznych godności i honorów oraz dostęp do wszystkich innych społecznic chwalonych, a więc i ogólnie pożądanych, wartości. Tą zmienną jest wolność wyboru szlaków życiowych. Twierdzę, że wolność wyboru jest w dzisiejszym społeczeństwie głównym i decydującym czynnikiem stratyfikującym. Im więcej ma się wolności wyboru, tym wyższą pozycję w hierarchii społecznej się zajmuje. Ponowoczesnc zróżnicowania społeczne mierzą się wachlarzem realistycznych opcji.
Ale włóczęga jest a/ter ego turysty - tak jak nędzarz był ultcr ego człowieka zamożnego, dzikus był alter ego człowieka cywilizowanego, a obcy był i jest alter ego swojaka, tutejszego. Bez alter ego trudno się jaźni obejść. Być alter ego (drugą, wstydliwą, nic na pokaz przeznaczoną jaźnią, odbiciem w krzywym zwierciadle jaźni uznanej, publicznej) to wszak tyle, co służyć ego za śmietnik dla najprzeraźliw-szych przeczuć, nocnych koszmarów, nicwypowiadalnych lęków, samopotępicnia zbyt hańbiącego, by się z nim zdradzić, i grzechów zbyt upokarzających, by się z nich spowiadać. Alter ego pozwala wystawić na widok publiczny to, co najbardziej prywatne i intymne, a co dręczy i gryzie, jak długo pozostaje w ukryciu; umożliwia poddanie egzorcyzmom nawiedzające jaźń upiory; alter ego można cisnąć na stos, mając nadzieję, że da się w jego postaci, zastępczo, spopielić to wszystko, czego nie dało się jak dotąd pozbyć i co kołacze się, przepędzone z myśli, w mrocznych suterenach podświadomości. Albo też można sobie alter ego wyobrazić jak płótno, które pokryć trzeba czarną farbą - po to, by ego na jego tle oglądane lśnić mogło czystością bieli.