Mury szkolne pękają tu niepostrzeżenie, by ustąpić miejsca stokroć silniej zniewalającym ramom kultury, która przybiera postać gigantycznej „szkoły**. Warto dodać, że o zjąwjsku „puerylizmu”, zdziecinnienia społeczeństwa, panoszącej się niedojrzałości, pisał wówczas w tonie nader poważnym Johan Huizinga *, a obecnie, w dobie coraz większej ekspansji masowej kultury, jest to tendencja obserwowana nagminnie.
Następuje teraz jakby intermedium, w którym Gombrowicz wyjaśnia swoje poglądy na pisarstwo i rolę formy w życiu oraz prezentuje wspomnianą na początku nowelkę Filodor dzieckiem podszyty.
W części drugiej i trzeciej autor wybiera sobie z parady społecznych ideałów i światopoglądów dwa: ten najbardziej pozornie postępowy i najbardziej wsteczny, by udowodnić, że jeden wart drugiego. Pimko umieszcza Józia na stancji u nowoczesnych, postępowych państwa Młodziaków, rodziców „nowoczesnej pensjonarki” Żuty. Przedstawiony przez Pimkę jako chłopiec staroświecki i do tego pozer, Józio nie może wyzwolić się od tego narzuconego mu oblicza, „gęby” — jak nazwie to Gombrowicz. Rozpoczyna się psychomachia: Józio usiłuje znaleźć słaby punkt w ideałach Młodziaków, usiłuje zdekom-ponować odporną formę „nowoczesnej pensjonarki”. Jego intryga prowadzi do zniszczenia racjonalnej struktury świata, w którym bytują Młodziakowie, zdemaskowania ciasnoty tego świata i tych ideałów. Józio wprowadza w tę strukturę elementy dysonansowe, posuwa się aż do odsemantyzowania sytuacji, odebrania jej racjonalnego sensu (zielona gałązka w ustach żebraka). Doprowadziwszy do jednoczesnej nocnej wizyty u Młodziakówny swego szkolnego kolegi, Kopyrdy, i arcybelfra Pimki, alarmuje rodziców i sterując umiejętnie bezsensem sytuacji doprowadza—jak w pierwszej części — znów do ogólnej bijatyki.
Tu znów krótkie intermedium: opatrzona programową 1
(a raczej antyprogramową) przedmową nowelka Filibert dzieckiem podszyty parodiuje kapitalnie racjonalny ciąg przyczynowo-skutkowy i tzw. logikę wydarzeń, która w tym wypadku prowadzi do groteskowego bezsensu.
Trzecia część Ferdydurke przenosi nas do anachronicznego ziemiańskiego dworku, gdzie bohater przybywa wraz z Miętusem, opanowanym pasją „bra.. .tania’* się z parobkiem, powrotu do natury i autentyczności. Miętus ucieleśnia, według San-dauera1, kompleks „ziemianina-masochisty”, dążącego do poniżenia się przed gminem. „Państwo” i „chamy” w dworze Hurleckich żyją jakby na dwóch płaszczyznach ontologicz-nych i wzajemnie się „stwarzają”, poddani heglowskiej dia-lektyce Pana i Niewolnika. Równowagę w tym świecie utrzymuje niesłychanie sformalizowana procedura kontaktów pań-sko-chłopskich. Tymczasem Miętus swoimi niewczesnymi namiętnościami wnosi ferment w funkcjonujący dotąd sprawnie światek. Każąc lokajczykowi uderzyć się w gębę, powoduje tym niedozwolonym zetknięciem wybuch zmagazynowanej energii społecznej. Rozpoczyna się ostatnia bezładna bijatyka: „panów” i „chamów”. Józio ratuje się ucieczką, ale i ta ucieczka kończy się fiaskiem, przyłącza się bowiem do niego córka gospodarzy. Wstydząc się wyjawić sens wydarzeń w dworku — tak głupi i niedorzeczny — Józio zgadza się na stereotyp „porwania dziewczyny” i grzęźnie w niedojrzałym, pełnym kompromitujących rojeń dziewiczym światku. Finał powieści rozgrywa się pod jarzącym blaskiem pupy, która —niczym słońce — obecna jest wszędzie i nie ma przed nią ratunku ani ucieczki.
Ferdydurke ukazuje mityczną historię człowieka współczesnego, zdeformowanego odbiciem w świadomości innych ludzi, zdegradowanego przez kulturę, która go przerasta, formowanego i ugniatanego nieustannie przez różne ideały 2
213
J. Huizinga, Homo ludens... •
A. Sandauer, Witold Gombrowicz — człowiek i pisarz [w:] Dla każdego coś przykrego, Kraków 1966, s. 200.