Cyklopy dały mu za przewodnika chłopca, aby zawiódł go na Najdalszy Wschód, gdzie nad brzegiem oceanu Słońce trzyma w stajni swe konie; przed każdym świtem zaprzęga je do rydwanu i wyrusza na codzienną przejażdżkę po niebie. Słońce ulitowało się nad Orionem i przywróciło mu wzrok. Powrócił więc na wy-spę Chios, by dokonać zemsty. W porę ostrzeżony Ojnopion ukrył się w grobie i kazał służbie mówić wszystkim, że wyjechał za granicę. Orion szukał go z kolei na Krecie; dziwnym trafem bogini Artemida również tam przybyła i bardzo go przychylnie powitała.
— Może chciałbyś polować wraz ze mną na dzikie zwierzęta? — zaproponowała. — Zobaczymy, kto zabije więcej kozic.
— Nie będę mógł dorównać tobie, która jesteś boginią — rzekł uprzejmie Orion — ale z prawdziwą przyjemnością popatrzę, jak sama to robisz.
Gdy Apollo, brat Artemidy, dowiedział się o tym, mruknął gniewnie:
— Jeszcze się moja siostra zakocha w człowieku śmiertelnym. Nie mogę do tego dopuścić!
Szybko wysiał na Kretę ogromnego skorpiona, większego nawet niż słoń, i poszczuł nim Oriona. Wprawdzie Orion przeszył go mnóstwem strzał, ale nie na wiele to się zdało, więc aby się ratować, skoczył w morze i odpłynął daleko od brzegu. Wtedy Apollo rzekł do Artemidy:
— Czy widzisz, jak tam coś czarnego buja się na falach?
— Widzę — odparła Artemida.
— To łeb potwora Kandaona, który obraził twoją kapłankę! Zabij gol
Artemida uwierzyła bratu, starannie wycelowała i puściła strzałę. A gdy okazało się, że to Orion padł z jej ręki, przemieniła go w konstelację wiecznie ściganych przez skorpiona gwiazd — aby każdy zawsze pamiętał, jak zawistny i kłamliwy był Apollo.