statku. Pod wieczór Jazon omdlał, a w tym samym momencie z ręki Heraklesa wymknęło się wiosło; wylądowali na brzegu wyspy Myzja i zabrali się do przygotowania kolacji, wszyscy oprócz Heraklesa, który poszedł wystrugać sobie nowe wiosło. Chciał zabrać ze sobą Hylasa, który był sierotą i pełnił funkcję chłopca okrętowego, ale gdy Argonauci poszli upolować trochę zwierzyny, a potem ją ćwiartowali i gotowali, Hylas wybrał się z dzbanem po wodę na rosół. Nigdy go już więcej nie ujrzano. Herakles biegał tu i tam, wołając najgłośniej jak mógł „Hylas! Hylas!”, lecz wszystko na próżno. W Hylasie, który był ładnym chłopcem, zakochała się pewna najada żyjąca w stawie i gdy zanurzył w nim dzban, wciągnęła go pod wodę. Herakles domagał się, by Argonauci wydali wojnę myzjańskim chłopom, których oskarżał o porwanie Hylasa. Tak był wzburzony i tak się jakoś dziwnie zachowywał — na przykład wyciął sobie nowe wiosło dwa razy większe od innych — że Argonauci odpłynęli najbliższej nocy, pozostawiając go na wyspie.
W pobliżu miejsca, gdzie powstał później Konstantynopol, Argonauci spotkali króla Fineusa, brata Kadmosa, który znajdował się w godnym pożałowania stanie. Za każdym razem, gdy służba przynosiła mu potrawy, zjawiały się trzy ohydne ptaki o kobiecych twarzach i odrażających piersiach, zwane Harpiami, i rzucały się na zastawiony stół. Jeśli któregoś z dań nie mogły porwać, ziooęły na nie swym oddechem, czyniąc je absolutnie niejadalnym. Argonauci odpędzili Harpie, a wdzięczny Fineus dał Jazonowi pewną dobrą radę, której ostatnie słowa tak brzmiały:
— ...a gdy przy będziesz do Kolchidy, zaufaj bogini Afrodycie!
Aby wypłynąć na Morze Czarne, „Argo” musiał przebyć cieśninę Bosfor. Strzegły jej dwie pływające skały, które, gdy tylko jakiś statek chciał do cieśniny wejść, zderzały się i kruszyły go między sobą.
Fineus poradził Argonautom, żeby zabrali ze sobą gołębia. Gdy dopływali do Zderzających się Skał, Jazon go wypuścił. A choć gołąb wystrzelił jak z procy, skały uszczknęły mu kilka piór z ogona. „Argo” ruszył za nim z pełną szybkością. Zwarte teraz skały rozwarły się, zwarły znowu, lecz zdążyły jedynie oderwać ornament z rufy statku. Dzeus zakotwiczył później obie skały na zawsze. Gdy płynęli przez Bosfor, natknęli się na bardzo silny prąd przeciwny,
więc Orfeusz, który był jednym z Argonautów, uderzał w struny swej liry, aby łatwiej było wioślarzom wiosłować w rytm muzyki; ale wiele ich kosztowało wysiłku, by wyprowadzić statek na Morze Czarne.
Płynąc wzdłuż jego południowych wybrzeży, natrafili w połowie drogi na wyspę Ares, gdzie osiadły miedzianoskrzydłe ptaki wygnane przez Heraklesa ze Stymfalijskich Bagnisk. Argonauci szybko tę wyspę minęli, uderzając mieczami w tarcze, aby je odstraszyć. Następnego dnia wyratowali z morza rozbitków; byli nimi, jak się okazało, czterej synowie Friksosa, którzy udali się w podróż do Grecji, w nadziei że ich ojczym, król Atamas, uzna ich za spadkobierców. Jazon powiedział im, że nie mają tak bardzo na co liczyć, bo Atamasa wygnano niedawno i obecnie przebywa w jakimś opuszczonym miejscu w Tcsalii. Namówił ich, aby lepiej dołączyli się do Argonautów; znajdzie się dla nich miejsce, powiedział, gdyż z różnych powodów utracili Heraklesa i trzech innych członków załogi. Synowie Friksosa chętnie na to przystali oddając się pod rozkazy Jazona.
Jazon zwołał naradę wojenną w zalewie rzeki Fasis i złożył ofiarę Afrodycie, która pojawiła się i przyrzekła mu swoją pomoc Aby obietnicę spełnić, musiała najpierw odszukać swego niesfornego syna Erosa, który grał akurat w kości z podczaszym Dzeuaa, Ganimedem; przekupiła go śliczną piłką ze złota, emaliowaną na niebiesko, aby zrobił to, co mu zrobić każe. Eros, na jej polecenie, z miejsca ruszył do Kolchidy, tam ukrył się za kolumną w pałacu króla Ajetesa i napiął swój łuk, aby w odpowiedniej chwili strzelić z niego do królewskiej córki, Medei. Wkrótce przybył do pałacu Jazon w towarzystwie synów Friksosa i zapytał uprzejmie Ajetesa, czy nie mógłby mu odstąpić Złotego Runa.
— Jeśli to uczynisz, pokonam wszystkich twoich wrogów — zapewnił go.
Lecz Ajetes odmówił.
— Wracaj do domu, młodzieńcze, bo jeszcze ci język obetnę! — zagroził Jazonowi.
Wówczas wtrąciła się Medea:
— Tato, jak możesz być tak niegrzeczny! Ten młody książę uratował przecież twoich czterech wnuków!
W tym momencie Eros wypuścił swą strzałę i trafił Medeę,
^Twslłicó* "