CZŁOWIEK W TEATRZE ŻYCIA CODZIENNEGO 59
modelowania ciała i scena wyposażona w określone rekwizyty. Istnieje zespół osób, które przez swą sceniczną działalność w połączeniu z dostępnymi rekwizytami tworzą scenę; z niej wyłania się , ja” odgrywanej postaci i inny zespół, publiczność, której działalność interpretacyjna jest konieczna, by ,Ja” zaistniało. „Ja” jest produktem całego tego układu i we wszystkim nosi ślady tego swego pochodzenia.
Cały ten proces tworzenia, ja” jest żmudny, uciążliwy i czasami ulega zakłóceniu, odsłaniając poszczególne składniki: kontrolę nad kulisami, zmowę członków zespołu, takt publiczności itd. Kiedy jednak wszystko przebiega bez zgrzytów, wrażenia rodzą się dostatecznie szybko, abyśmy mogli ogarnąć jeden z wyróżnionych przez nas rodzajów rzeczywistości, przedstawienie odbywa się i ustalone ,ja”, przypisane każdej postaci, zdaje się stanowić immanentną część jej scenicznego wykonawcy.
Przejdę teraz od jednostki jako postaci do jednostki jako wykonawcy. Wykonawca potrafi się uczyć, potrafi przygotowywać się do roli, którą ma odegrać. Potrafi marzyć i wyobrażać sobie, przy czym wyobraźnia podsuwa mu raz przyjemne obrazy triumfalnych występów, kiedy indziej pełne strachu i niepokoju obrazy przedstawień, pełne fatalnych błędów popełnionych na scenie w obecności widzów. Wykonawca często ma potrzebę zdobycia sobie partnerów i widzów, więc taktownie okazuje względy ich zainteresowaniom, ma głębokie poczucie wstydu, które pozwala mu ograniczyć ryzyko wpadki.
Te cechy jednostki, jako wykonawcy, nie są jedynie powierzchownym skutkiem określonych przedstawień; są one cechami z istoty swej psychobiologicz-nymi, chociaż zdają się powstawać w następstwie doświadczeń związanych z występami na scenie.
A teraz uwaga końcowa. W pracy tej posługiwałem się pojęciami zaczerpniętymi z języka sceny. Mówiłem o wykonawcach i widowni, o kwestiach i rolach, o przedstawieniach zakończonych sukcesem i klapach, o wskazówkach scenicznych, dekoracjach i kulisach, o wymogach dramaturgii, dramaturgicznych umiejętnościach i dramaturgicznych strategiach. Trzeba sobie teraz powiedzieć, że ta próba wprowadzenia daleko idących analogii była po części kwestią retoryki. Twierdzenie, że cały świat to scena, jest dostatecznie dobrze znane czytelnikom, by zdawali sobie sprawę z jego ograniczeń i byli wyrozumiali dla autora, wiedząc, iż nie należy brać jego analogii zbyt poważnie. To, co widzimy w teatrze, jest dość świadomie organizowaną iluzją, o której wiadomo, że nią jest, inaczej niż w życiu codziennym. Przedstawianym postaciom nic rzeczywistego nie może się przytrafić, chociaż na innym poziomie, rzecz jasna, coś rzeczywistego stać się może z dobrym imieniem wykonawców jako profesjonalistów, których zawód polega na dawaniu przedstawień teatralnych.
W tym właśnie miejscu język i kostium sceniczny należałoby porzucić. Rusztowania służą przecież do budowania innych rzeczy i winny być wznoszone z myślą, że kiedyś trzeba je będzie rozebrać. Praca ta nie traktuje o elementach teatru, które wkradają się do życia codziennego. Traktuje o strukturze społecz-