bo jako ta ziemia święta była Jagusina dusza — jako ta ziemia. Leżała w jakichi głębokościach nic rozeznanych przez nikogo, w bezładzie marzeń sennych — ogromna nieświa-doma siebie — potężna a bez woli, bez chcenia, bez pragnień — martwa a nieśmiertelna, i jako tę ziemię brał wicher każdy, obtulał sobą i kołysał, i niósł tam, gdzie chciał... i jako tę ziemię o wiośnie budziło ciepłe słońce, zapładniało życiem, wstrząsało dreszczem ognia, pożądania, miłości — a ona rodzi, bo musi. żyje, śpiewa, panuje, tworzy i unicestwia, bo musi — jest, bo musi... bo jako ta ziemia święta, taką była Jagusina dusza — jako ta ziemia!1
Słowem — w niej zawarte są wszystkie, ale w stanie uśpienia znajdujące się potencjalne moce życia i rozwoju. Dlatego też budzić te moce — to zadawać jej ból.
Jest rzeczą godną uwagi, że tym razem Reymont odchodzi od zasady symbolizmu immanentnego i posługuje się odautorskim komentarzem, wzorowanym w tonie i stylu na poematach prozą Przybyszewskiego. To symboliczne wyolbrzymienie postaci J agny nie jest wysnute z konkretnej sytuacji, lecz dołożone do dziejów i charakteru postaci. Potrzebne jest autorowi do zamknięcia mitologicznej warstwy dzieła, artystycznie stanowi jednak luźnie przyczepioną do całości przybudówkę. Symboliczna rola Jagny skazuje ją na nieszczęście i cierpienie, choć też czyni zarazem niezniszczalną (dlatego to w zakończeniu powieści zjawia się ślepy dziad przynoszący dla chorej flaszkę „cudownej” wody, będącej odpowiednikiem baśniowej „wody żywej”).
Mimo tego wtrętu a la Przybyszewski zawartość treściowa Chłopów jest jak najbardziej nieprzybyszewska, zgoła anty Przybyszewska: myśl Reymonta nie biegnie od „tego padołu płaczu” ku empirejskim wyżynom Absolutu, ale przeciwnie — ku ziemi; nie szuka „godziny cudu” w miłosnych ekstazach, łączących na moment w jedność żeński i męski pierwiastek „prawie-cznej” Androgyne, ale wynosi nad miłość obowiązek, który każe z niej zrezygnować. Trudno mówić w wypadku Reymonta o świadomym wyszukiwaniu sobie patronów filozoficznych, ale można powiedzieć, że jego myśl oscyluje nie tyle w kierunku wyznaczonym przez Schopenhauera i Hartmanna, ile raczej przez moralny rygoryzm Kanta. „Prawo moralne we mnie” — to prawo tryumfuje ostatecznie w Chłopach. Ostatnie słowo ma u Reymonta nie metafizyka, ale etyka. 1
Grzy mała-Siedlecki nazywa Reymonta pisarzem pozytywistycznym, ponieważ—jak to określa: „W wypowiedzi Reymonta, w nowelach Reymonta dzień powszedni i jego sprawy jest najistotniejszym bohaterem”, a dalej rozwija swoją tezę: „ta strona twórczości Reymonta czyni z jego utworów powieść pozytywistyczną. 1 to pierwszą powieść pozytywistyczną w literaturze polskiej. Powieść bowiem pozytywistów była mimo wszystko powieścią romantyczną. Bohaterowie tej powieści bywali idealistami lub utopistami.
W życie wstępowali z ideą zbawienia ojczyzny przez trzeźwość, jak ich ojcowie zbawiali ojczyznę przez szablę lub przez męczeństwo. Bohaterowie epoki pozytywistycznej zakładali fabryki nie dla siebie, lecz dla Polski. Najwyższy zaś areyutwór powieści tych czasów i tego prądu: Lalka Prusa, pokazuje z pełnią świadomości walkę romantyzmu z pozytywizmem w duszy pokolenia i przyznaje, że romantyzm jest struną dźwięczniejszą w rasie tego pokolenia. Dopiero w powieściach Reymonta wydobywa się właściwa warstwa pracy organicznej, pracy u podstaw, dopiero w tych utworach ludzie po raz pierwszy znają przede wszystkim dziedzinę swoich własnych interesów. Autor umie i w tym powtarzaniu życia dopatrywać się sensu narodowego, ale bohaterzy jego o sensie owym nie myślą, ich zadaniem jest zrealizowanie własnego bytu”2.
Trudno pisać się bez zastrzeżeń na wywody Grzymały-Siedleckiego. Reymont nie jest bynajmniej tak absolutnie immunizowany na oddziaływanie tradycji romantycznych, jak to twierdzi krytyk. Tych, co „zbawiali ojczyznę przez szablę” cenił wyżej (czego dowodem choćby tonacja uczuciowa pogłosów 1863 roku w Chłopach i cały Rok 1794) niż tych, co chcieli ją zbawiać przez wygrywanie politycznych koniunktur i zawiłą strategię dyplomatyzo-wania z zaborcami. Znamienną wymowę ma fakt, że właśnie Rok 1794 musiał
7
Tamże, T. I, s. 104.
A. Gizymała-Siedlecki: Ludzie i dzieła, s. 279—280 (podkr. A. G S ).