łaskawego pana, ale żąda, domaga się, działa, krytykuje. To już nie społeczeństwo zabiega o przychylność władzy, ale władza zabiega o to lub
0 owo u społeczeństwa (zdania typu: „partia musi odzyskać społeczne zaufanie'*).
Dalsza sprawa to przenikanie do języka środków masowej komunikacji różnego rodzaju kolokwializmów. To prawda, że formuły potoczne mogły się w nowomowie pojawiać, musiały jednak zostać przez nią zaasymilowane
1 poddane reinterpretacji, ona sama nie miała nigdy charakteru kolokwialnego; kolokwialności nie sprzyjał chociażby jej rytualny charakter, oddziaływujący nawet na tak swobodną z natury —jakby się wydawało—sferę mówienia, jak wymyślanie. Można więc zasadnie twierdzić, że gdy do nowomowy przenikały takie czy inne kolokwializmy, to traciły szybko w jej obrębie charakter kolokwialny. Teraz zaś obserwuje się tendencję do znacznego, niekiedy radykalnego upotocznienia wypowiedzi. Można to oczywiście interpretować jako jeden z przejawów reakcji na nowomowę, kwestia jednak do tego się nie ogranicza. Wspomnę więc, że proces ten obejmuje także sferę retoryki (potoczne mówienie ma zastąpić jej najbardziej uschematyzowane i wytarte wzorce), ujawnia się jednak także — i to z dużą siłą — w dziedzinie słownictwa i frazeologii. Chciałbym zwrócić uwagę na dwa różne zjawiska. Najpierw na przenikanie do wypowiedzi o charakterze oficjalnym czy półoficjalnym potocznych wyrażeń odnoszących się do zjawisk społecznych i politycznych. Tak więc w przemówieniu sejmowym paść mogło słowo „zamordyzm”, w przemówieniu przewodniczącego Rady Państwa — „komenderowanie” (w obydwu przypadkach są to słowa pamiętające czasy odwilży). W wielu wypowiedziach mówi się o „dyrygowaniu”, jeszcze częściej — „karuzeli kadrowej”. Takie potoczne formuły wstępu do nowomowy nie miały — i mieć nie mogły. Świadczą one o wyraźnej tendencji do przeciwstawiania się jej rytualności; odwoływanie się do kolokwializmów—w pewnych przynajmniej wypadkach—jest czymś więcej niż decyzją stylistyczną, wynika z tej praktyki wniosek, że w pol-szczyźnie zanikła, w jakiejś przynajmniej mierze, ta część słownictwa, która służy krytyce politycznej i społecznej, krytyce władzy.
Szczególnie obfity napływ kolokwializmów wiąże się z przytaczaniem w środkach masowego przekazu wypowiedzi robotników. Jeśli chciałoby się w obrębie nowomowy wyróżnić poszczególne gatunki, traktowane jako swoisty odpowiednik gatunków literackich, o wypowiedziach takich można byłoby mówić właśnie jako o gatunku wyposażonym w specyficzne właściwości. Wypowiedzi takie zawsze miały charakter egzemplaryczny — i rozpadały się na dwie zasadnicze odmiany. Pierwszą nazwałbym apologetyczną: przykładowy głos ludu służył wyrażaniu entuzjazmu z powodu
j^jcb poczynań władzy, chwaleniu jej mądrości i łaskawości, a także przywódcy. Drugą określiłbym jako podszczuwającą, kiedy / j jludu miał być gniewny i potępiać tych, których potępiać należy; ^ śladów było bardzo dużo, choćby po czerwcu 1976. I w jednym, przypadku były to wypowiedzi reżyserowane i mieściły się 5 * • w obrębie nowomowy, w niczym nie wykraczając poza obowią-
dffe ^ownictwo i frazeologię: przykładowi robotnicy mówili tak, jak BI artykułów wstępnych. Ich wypowiedzi były w pełni rytualne, g zdaje, ten gatunek prasowy uległ znacznemu przekształceniu, choć jaj się oczywiście całkowicie niewinny. Przede wszystkim jest tematycznie
■
p|
licowany, robotnicy
; jjjgoficjalnosc wysłowienia ^ta^
obserwuje się tendencję, by zabierający publicznie głos w „Trybunie Ludu”) mówili swoim językiem, potoczność się ma jednym we współczynników ^godności. A więc np. robotnik opowiada o tym, jak to na zebranie szedł do fabryki działacz reprezentujący wyższą instancję partyjną i jak *\jjł towarzysza”, który wystąpił z krytyką polityki gospodarczej, i to tak ostro, że już owemu towarzyszowi na zawsze miało się odechcieć wytypowania władzy. „Gasić towarzysza” to formuła potoczna, która ocZyWjście normalnie do nowomowy wstępu by nie miała. Osadzona jest ff żywy® mówieniu, aktualizuje potoczny idiom „gasić kogoś”. Przykładów M0 rodzaju jest bardzo dużo. Kolokwialności rozsadzają nowomowę, są dla niej niebezpieczne, gdyż — zwłaszcza wówczas, kiedy występują w większym nagromadzeniu—z trudem poddają się takiemu uregulowaniu, jakiego nowomowa wymaga, są w jakiejś mierze oporne wobec rytualizacji. Tym bardziej, że nacechowanie stylistyczne jest w nich znaczące.
Kwestia kolokwialności wiąże się z tym zespołem problemów, które określiłbym jako nieprzewidywalność elementów pojawiających się w oficjalnych wypowiedziach, nieprzewidywalność związków słownych, a więc znaczne zmiany w sferze frazeologii. W tekstach realizujących w sposób ortodoksyjny reguły nowomowy przewidywalność jest z zasady bardzo wysoka, w wielu przypadkach — bez obawy, że popełni się omyłkę—można zgadnąć, jakie słowo nastąpi po jakim słowie. Obecnie zaś nie zawsze można mieć w tej dziedzinie pewność. Pojawiają się takie zestawienia słowne, które wklasycznej nowomowie z okresów jej potęgi i stabilizacji byłyby niemożliwe, więcej: byłyby w ogóle nie do pomyślenia. Na przykład słowo „arogancja” występowało w niej wielokrotnie (często zwłaszcza w okresie marcowym),' alezreguły w jednym tylko kontekście—odnosiło się zawsze do przeciwnika. Teraz odnosi się do poprzedniej ekipy rządzącej. Wprowadził je, jak się Stefan Olszowski w przemówieniu wygłoszonym w Bydgoszczy, opublikowanym w prasie 20 września 1980. Wśród przyczyn kryzysu
99