giczna dosięgła swego pułapu. Osiągnąwszy zdolność refleksji, życie rzekomo utraciło ruch. Czy jednak nie należałoby powiedzieć, że przeciwnie — czyni ono nowy skok naprzód? Proszę raczej zauważyć, w jaki sposób, im bardziej ludzkość technicznie komponuje swą wielość tym bardziej, pań passu, wzrasta w niej napięcie psychiczne, świadomość czasu i przestrzeni, chęć i zdolność dokonywania odkryć. Wydaje nam się, że w tym wielkim wydarzeniu nie ma żadnej tajemnicy. A przecież w tym znamiennym współtowarzyszeniu sobie organizacji technicznej i psychicznego ześrodkowania, jakże po raz któryś z rzędu nie mielibyśmy rozpoznać aktywności (chociaż w nigdy dotąd nie spotykanych proporcjach i głębi) wielkiej, odwiecznej siły — tej samej, która nas uczyniła? Jakże można nie dostrzegać, że wciąż ten sam cyklon (ale tym razem w skali społecznej) zwinąwszy najpierw w sobie każdego z nas z osobna — was i mnie — przetacza się dalej ponad naszymi głowami, skupiając nas wszystkich w uścisku, który zmierza do udoskonalenia każdego z nas, wiążąc nas organicznie ze wszystkimi innymi ludźmi jednocześnie?
„Poprzez etap socjalizacji ludzkiej, której specyficznym rezultatem jest zwijanie się w sobie całej wiązki łusek i włókien refleksji na Ziemi, biegnie sama oś kosmicznego wiru interioryzacji.’' Taka jest moja trzecia, najbardziej decydująca opcja, która, zastępując i kontynuując dwa wstępne, wymienione wyżej postulaty (jeden dotyczący prvmatu żyda we wszechświede i drugi prymatu refleksji w obrębie żyda), dopełnia określenia i wyjaśnienia mego naukowego stanowiska wobec fenomenu człowieka.
Nie tu miejsce, aby szczegółowo pokazywać, jak ta organicy styczna interpretacja faktu socjalizacji łatwo i spójnie wyjaśnia (czy nawet w pewnych kierunkach pozwala przewidywać) bieg dziejów. Zauważmy tylko, że jeśli poza hotninizacją elementarną, osiągającą swój szczyt w każdej jednostce, rzeczywiśde rozwija się ponad nami inna homini-zacja. zbiorowa i obejmująca cały gatunek, to nasuwa się całkiem naturalne stwierdzenie, że równoległe z socjalizacją ludzkośd potęgują aę na Ziemi te trzy psychologiczne właściwości, które początkowo wyzwoliło przekroczenie (zob. wyżej) progu refleksji jednostkowej
a. Przede wszystkim, zdolność inwencji, dzisiaj tak nagle nasilonej wskutek zracjonalizowanej współpracy wszystkich sił naukowo--badawczych, że już teraz można mówić (jak to właśnie uczyniłem przed chwilą) o nowym skoku naprzód ewolucji na jej ludzkim etapie.
ć Następnie, wyzwolenie się sił wzajemnego przyciągania (bądź odpychania), co przejawia się jeszcze w chaotyczny sposób na całym *wede, ale siły te wokół nas tak gwałtownie się potęgują, że w
kształcie ładu na Ziemi to, co należy do ekonomii (cokolwiek by się mówiło), jutro może mieć niewielkie znaczenie wobec tego, co należy do sfery ideologii i namiętności.
c. W końcu i przede wszystkim, wymóg nieodwracalności. Wywodzi się on z jeszcze nieco chwiejnej strefy aspiracji jednostkowych, aby znaleźć kategoryczny wyraz w świadomości i w głosie gatunku. Wyraz kategoryczny, powtarzam: w tym sensie, że jeśli jakiś człowiek jako jednostka potrafi sobie wyobrazić, że mógłby ulec całkowitemu unicestwieniu fizycznemu czy nawet moralnemu, to z kolei ludzkość w obliczu totalnego unicestwienia (czy nawet po prostu niewystarczającego zabezpieczenia) owocu jej ewolucyjnego trudu zaczyna raz na zawsze zdawać sobie sprawę, że pozostało jej tylko ogłoszenie strajku. Albowiem wysiłek posuwania Ziemi stał się zbyt ciężki i grozi zbyt długim trwaniem, abyśmy mogli' go nadal podejmować bez poczucia, że pracujemy nad czymś, co jest niezniszczalne.
Te różne wskazówki, jak i wiele innych, stanowią razem, jak mi się wydaje, poważny dowód naukowy, że (w zgodności z powszechnym prawem złożoności koncentrycznej) zoologiczna grupa człowieka wskutek nieokiełznanego indywidualizmu bynajmniej nic dryfuje biologicznie ku coraz większemu rozdrobnieniu ani też nic zmierza (za pośrednictwem astronautyki) do ucieczki od śmierci przez ekspansję w kosmosie, ani po prostu nic chyli się ku katastrofie czy starości, ale w rzeczywistości poprzez ogólnoziemską organizację i zbieżność wszystkich elementarnych refleksji ziemskich zmierza do drugiego krytycznego punktu refleksji, punktu zbiorowego i należącego do wyższego porządku. Nie możemy bezpośrednio niczego zobaczyć, co byłoby poza tym punktem (właśnie dlatego, że ma on charakter krytyczny)^ wszakże możemy przewidywać (jak to już pokazałem), że w nim nastąpi zetknięcie myśli zrodzonej z inwciucji tworzywa rzeczy z transcendentnym ogniskiem Omega, będącym zarazem Tran-to nieodwracalności, ruchu i gromadzenia rezultatów tejże iowołucji.
Na koniec pozostaje mi tylko sprecyzować swą myśl odnośnie do trzech zagadnień, które zwykły stanowić trudność dla moich czytelników, mianowicie: a. jakie miejsce pozostawia się wolności (a zatem i możliwości porażki świata)? : b. jaką wartość przyznaje się duchowi (w stosunku do materii)? oraz c jaka jest różnica między Bogiem i światem w teorii zwijania się kosmosu?
a. Jeśli chodzi o szanse pomyślnego wyniku kosmogenezy, to utrzymuję, że z przyjętego tu stanowiska wcale nie wynika, iż końcowy sukces hominizacji jest konieczny, przesądzony, zapewniony. Bez wątpienia, „noogeniczne" siły sprężania, organizowania i interioryzacji, dzięki którym dokonuje się biologiczna synteza refleksji, me zumiej-
253