Przewodniczący delegacji wręcza Aiditowi pokrwawiony czerwony sztandar i:., karabin. Całują się. Stadion wstaje, brawą okrzyki na cześć Wietnamu. Wszystko jednak musi być wyreżyserowane, bo nie pada ani jeden okrzyk przeciw agresji ameJ rykańskiej w tym kraju. Nie mogę pojąć dlaczego. Czyżby Su] karno z góry uprzedził, że nie życzy sobie antyamerykańskiej manifestacji? Inaczej nie sposób sobie tego wytłumaczyć.
Na boisko wkraczają w karnych szeregach orkiestry wojskom we, kobiece i młodzieżowe — wszystkie przepięknie odziane, kor lorowe; sprężyste. Grają tylko marsze i wojskowe piosenki. Dyrygenci popisują się żonglerką buławą dyrygencką, podrzucają ją wysoko w górę, kręcą nią „wiatraczki” — wszystko w żot-j nierskim marszu przeplatanym tańcem przed prowadzoną orkiestrą.
Na stadionie co chwila zrywa się burza oklasków.
Pokazy gimnastyczne.
Całość w rodzaju naszych dożynek, ale z silnym akcentem bo-j jowości, zarówno w pokazach gimnastycznych, jak piosenkach! i marszach typowo żołnierskich.
Filmuję.
Na trybunie Sukamo. Przemówienie. Nic nowego. Aidit —| prawie tó samo. Ali Sastroamidjojo w imieniu pozostałych partii] Nasakomu — wykrzykuje kilka haseł zaciskając w górze lewą] pięść. Zupełnie do tego wygodnego, ociężałego pana nie pasującej słowa i gest. Przez zbliżający czterokrotnie obiektyw swej ka-1 mery obserwuję twarze generałów, ministrów, dam. Wszyscy] w znakomitych humorach, śmieją się, o czymś z ożywieniem roz^j mawiają. Nie biją braw, co więcej po kilku minutach obserwa- j cji zauważam, że oni w ogóle nie patrzą na stadion, nie słuchają przemówień, nic ich to nie obchodzi, jak gdyby demonstracyj-; nie zajęci są sobą. Poranek odpoczynku i towarzyskiego spotka-1 nia. Sukamo jest natomiast wyraźnie zmęczony. Ożywia się,i gdy staje przed mikrofonem i stadion reaguje na jego słowa] burzliwymi owacjami. Po czym wraca na fotel, opada na nim] ciężko, zamyka oczy, jak gdyby drzemał. Ale od czasu do czasu j odraca się do Leimeny i coś mu szepce. Po raz pierwszy dziś] wydał mi się naprawdę poważnie chory.
Po południu u Martadinatów. Podobała, ci się uroczystość? —j pytam admirała. „W normie” — odpowiada zwięźle. - Przy kawie mówię mu, iż dotarły do mnie słuchy o niepokojach w mary- -narce wojennej w Surabai. Martadinata potwierdza pogłoski. Chodziło o brutalność kilku wyższych oficerów i mamy wikt spowodowany ich złodziejstwem. Sprawa trwała przez kilka mie-1 sięcy. Byli tacy, którzy usiłowali skorzystać z okazji, by wy-1 kończyć go „za brak dozoru”. Wcale więc nie chodziło mu o za- j
enie do Polski Jatidjana, a nie jego. Jednakże zbiegło się w czasie z „buntem w surabajskiej flocie” i to wzbudziło podejrzenie, że celowo podrywa się jego autorytet i pod-Sukamo kandydatów na jego miejsce.
Pojawia się już przy pożegnaniu fotograf. Pstryka dla porań-| prasy. Widać Martadinacie zależy na pokazaniu się z amba-“ rem kraju socjalistycznego.
maja
Przylecieli kurierzy. Poczta nieciekawa, oceny naszej pracy iwkowe. Tylko Hubicki wszystko załatwił, nawet dostawę ge-tora, klimatyzatorów i kilku reprezentacyjnych mebli do sali. Ciekawa także relacja Gradziuka z rozmów w MSZ.
maja
Zjawiła się przelotem z Japonii ekipa „antypodsłuchowa”. Za-iedzieli, że rozwalą mój gabinet, „bo inaczej nie można”, letnie!
[Rewizyta u Sitenki. Jest rzeczowy. Lubi proste sformułowa-jednoznaczne oceny, opinie oparte o konkrety. Przyjemnie z nim dyskutuje, brak mu jednak ujmującej serdeczności 'hajłowa.
24
ija
O 11 rano ślub córki pani Supeni i Achmada Natakusuma — jatingsih z niejakim Sony Sumarsono. Rysia została zaszczy-wczoraj uczestnictwem w ceremonii mycia oblubienicy, to chyba ja miałbym z tego przyjemność.
U furtki ogrodu powitał nas Natakusuma, nie omieszkając za-iczyć, że jestem jedynym cudzoziemcem i że młodzi oraz goje zostali powiadomieni, iż chciałbym uroczystość filmować nie zgłaszają zastrzeżeń. Dodał, że od tej chwili jest naszym 'dem i wobec tego przystępuje z miejsca do rzeczy. Zrobiłem film, szczegółowe notatki, materiał do reportażu dla Wykorzystania w Polsce.
193
ps Bok życia niebezpiecznego