FRAGMENT
En s'eveilłant nous suit de ses regards pensifs,
Et livre aux vents du soir son yoile de dentelle.
Parmi les monuments, que le brouillard recele Un geant mort fixa en terre son canon Et sa colonne en bronze au couchant s'illumine 8
Elle est debout — sans tete — et bientot en ruinę...
LA nous verrons fleurir les lys et le chardon —
Qu'importe!... mon regard plonge encor dana les nues.
Sur les arches d'un pont se dressent des statues
Tels des spectres sortis de leurs tombeaux croulans, 10
Aux portes des enfers ou gemit l’infortune
Sur les flots noirs du Styx restent debout et blancs.
Enfin autour de moi la nuit tombe et la lunę Des funćbres cypres argente les rameaux,
Et mon ame revient dormir sur les tombeaux. 15
Je vois d'autres objęta aux teintes pales, sombres...
Et je m'egare au loin, je reve sous les ombres...
Du sapin murmurant dana nos tristes forets,
Dana nos champs sablonneux ou les sombres genets Roulent leurs vagues d'or. Oh! qui voudrait me suivre 20 Parmi ces verts bosąuets etincelans de givre.
Od le vent fait neiger des cerisiers fleuris Ces fleurs, dont sur la terre il seme les debris.
Et maintenant! tandis que les flots de la vie M'emportent sans retour au loin de ma patrie, ”
J'oubliai, je le crains, au moment de partir,
De la bien regarder pour m'en ressouvenir.
PARYŻ
Patrz! przy zachodzie, jak z Sekwany łona Powstają gmachy połamanym składem,
Jak jedne drugim wchodzą na ramiona,
Gdzieniegdzie ulic przeświecone śladem.
Gmachy skręconym wydają się gadem,
Zębatą dachów łuską się najeża.
A tam — czy żądło oślinione jadem?
Czy słońca promień? czy spisa rycerza?
Wysoko — strzela blaskiem ozłocona wieża.
Nowa Sodomo! pośród twych kamieni Mnoży się zbrodnia bezwstydna widomie I kiedyś na cię spadnie deszcz płomieni,
Lecz nie deszcz boży, nie zamknięty w gromie,
Sto dział go poszle... A na każdym domie
Kula wyryje straszny wyrok Boga; 15
Kula te mury przepali, przełomie,
I wielka na cię spadnie kiedyś trwoga,
I większa jeszcze rozpacz — bo to kula wroga...
I już nad miastem wisi ta dział chmura,
Dlatego ludu zasępione tłumy, 20
Dlatego ciemność ulic tak ponura,
Przeczuciem nieszczęść zbłąkane rozumy;
Bez echa kona słowo próżnej dumy,
O wrogach ciągłe toczą się rozmowy...
A straż ich przednia, już północne dżumy Obrońców ludu pozwiewały głowy,
I po ulicach ciągły brzmi dzwon pogrzebowy.