przerastają doświadczenie, dane mu bezpośrednio w życiu? Jak może być ową pracą, której wymogi i prawa są mu narzucane jako obcy rygor? Jak może być podmiotem mowy, która przez tysiąclecia powstawała bez niego, której system mu się wymyka, a sens śpi nieprzespanym snem w słowach, jakim on każe na chwilę rozbłysnąć w swoim dyskursie; mowy, wewnątrz której umieścić musi od razu swe słowo i myślenie, jak gdyby nic więcej nie potrafiły one zdziałać, jak tylko ożywić na chwilę segment tego wątku nieprzeliczonych możliwości? - Poczwórne przestawienie problemu Kantowskiego, ponieważ nie chodzi już o prawdę, ale o bycie; nie o przyrodę, ale o człowieka; nie o wiedzę, lecz o pierwotną niewiedzę; nie o nieugruntowany charakter teorii filozoficznych wobec nauki, lecz o odzyskanie w klarownej świadomości filozoficznej całej dziedziny nieugruntowanych doświadczeń, gdzie człowiek nie rozpoznaje siebie.
To przemieszczenie pytania transcendentalnego musiało ożywić w myśli współczesnej temat Cogito. Bo czyż Kartezjusz, wychodząc od błędu, złudzenia, rojenia i szaleństwa, od całości doświadczeń nieugruntowanego myślenia, nie odkrywał niemożności niemyślenia o nich — tak że myślenie o tym, co źle uzasadnione, nieprawdziwe, urojone, czysto wyobraźniowe, nie okazywało się warunkiem możliwości wszystkich tych doświadczeń i pierwszą ich nieodpartą oczywistością? Cogito współczesne różni się jednak od Kartezjańskiego tak samo, jak naszej refleksji transcendentalnej daleko jest do analizy Karnowskiej. Kartezjuszowi chodziło bowiem o wydobycie na jaw myślenia jako najogólniejszej formy tych myśli, które są błędem bądź iluzją i tym samym choćby nawet powróciły, ich niebezpieczeństwo będzie zażegnane, a one wyjaśnione i, na końcu drogi wątpienia, znana będzie metoda uchronienia się przed nimi. Tymczasem w Cogito współczesnym chodzi o to, by przypisać, i to w jak największym wymiarze, znaczenie dystansowi, oddzielającemu i zarazem wiążącemu samoobecne myślenie z tym, co z myślenia zakorzenia się w niemyślanym; trzeba mu (i dlatego współczesne Cogito jest nie tyle jawną oczywistością, ile nieustannym, ciągle podejmowanym zadaniem) będzie przemierzać, podwajać i reaktywować w jawnej formie połączenie myślenia z tym, co w nim, obok i poniżej niego nie jest myślane, choć mimo wszystko nic jest mu obce tak jak nieredukowalna, nieprzekraczalna zewnętrzność. Ta forma Cogito nie będzie zatem nagłym olśniewającym odkryciem, że wszelkie myślenie jest myślane, lecz ustawicznie podejmowanym zapytywaniem, w jaki sposób myślenie mieści się poza sobą, a jednak najbliżej siebie, jak może być niemyślące. Jedynie zakorzeniając byt myślenia w nieruchomym unerwieniu tego, co nie myśli, Cogito sprowadza byt rzeczy do myślenia.