w krąjach, które im podlegąją. Jednakże poza kilkoma wyjątkami, organom tym brakuje zinstytucjonalizowanych mechanizmów uczestnictwa, reprezentacji, dokładnej analizy i odpowiedzialności, które są im niezbędne, by domagać się demokratycznego uznania. Ujmując to zwięźle, na przykład WTO nie posiada obywateli. Prawdą jest, że członkostwo w tych organizacjach obejmąje przedstawicieli suwerennych państw, którzy nadal odpowiadąją przed swoimi współobywatelami za pośrednictwem narodowych struktur polityki państwa liberalno-demokratycznego, włącząjąc w to wybory. Wdąż jednak mamy do czynienia z szeroko rozpowszechnionym przekonaniem, że tego rodząju niebezpośrednie mechanizmy są nieskuteczne lub niepełne, bardziej przystoso wiy ące się do ponadnarodowych interesów korporacyjnych niż sprzyjąjące zwykłym obywatelom, oraz że tego rodząju potężne instytucje są jeszcze bardziej zamknięte i ekskluzywne niż rządy państw narodowych. Dowody na to możemy znaleźć na ulicach Seattle, Genui, Pragi czy miasta Quebec, I w stosach powybijanych szyb czy opróżnionych kanistrach gazu łzawiącego, w ściśniętych twarzach aktywistów, kaszlących, z zaczerwienionymi oczami, którzy skierowali swój demokratyczny sprzedw na łańcuchy łączące barierki i kordony policji, rutynowo oddzielającej ich od tych, którzy są de facto ich reprezentantami u władzy. W ten sposób polityka globalizacji jest często opisywana w kategoriach kryzysu demokracji, który ma miejsce zarówno na poziomach narodowych, jak i międzynarodowych.
Ważne jest podkreślenie, że istnieje wiele głosów, które twierdzą, że tezy o końcu państwa narodowego i jego suwerenności są poważnie przesadzone. Przebieg debaty pomiędzy tymi, którzy są przekonani, oraz tymi, którzy mąją wątpliwości odnośnie kwestii rozwoju globalizacji i zmierzchu państwa narodowego, został dobrze opisany w innym miejscu i nie będzie tutąj zbyt rozlegle streszczany (Held i McGrew 2002). Mówiąc krótko, sceptycy wobec zakresu i głębokości procesu globalizacji opisanego powyżej formułują wiele zarzutów. Jedni utrzymąją, że to, co jest tu opisywane jako nowe zjawisko, jest w rzeczywistości po prostu kontynuacją starego procesu, określąjącego wzrost gospodarczej i politycznej współzależności państw narodowych, który został rozszerzony wraz z upadkiem Związku Radzieckiego i jego satelitów w ostatnich dekadach dwudziestego wieku (Hirst 1997; Rugman 2000). Inni sugerują, że termin „globalizacja” błędnie określa obecną sytuację, dlatego że nierówności, któ-tych owoce i ograniczenia są rozpowszechniane po całej planecie, oznacząją, że wielu ludzi dalej doświadcza rzeczywistości jako ograniczanej przez gospodarcze niepowodzenia swoich państw oraz lokalności (Hoogvelt 1997) albo dlatego, że to, z czym naprawdę mamy do czynienia, to „amerykanizacja” -rozszerzanie amerykańskiej hegemonii gospodarczej, politycznej i kulturowej na świecie, które nastąpiło po upadku głównego konkurenta Stanów Zjednoczonych (Gilpin 1987). Ekonomiści wskazują, że wyraźny „efekt graniczny” nadal dotyczy gospodarek w ramach terytoriów narodowych, granic kulturowych i językowych, pozwalając państwom na większą autonomię polityczną w odniesieniu do kwestii ekonomicznych niż wy-daje się to możliwe w większości ocen dotyczących globalizacji (Helliwell 2002). Podobnie realiści pozostąją na stanowisku, że pomimo wielokulturowości i współzależności nie ma żadnej organizacji, która dorównywałaby nowoczesnym państwom narodowym pod względem niezależnych zasobów gospodarczych i militarnych. Z kolei radykalni krytycy sugerują, że globalizacja jest bardziej pomysłem ideologicznym niż materialną rzeczywistością, dyskursem wytwarzanym dla przesłonienia odpowiedzialności państw za ich zaangażowanie i wkład w neoliberalny, iynkowy kapitalizm, porzucenie przez nie systemów welfare stole, jak również ich władzy wykorzystywanej do dowolnego zmieniania i wycofywania swojego zaangażowania (Callinicos i inni 1994). W tym miejscu retoryka wyczarowująca niemoc postmodernistycznego państwa przybiera charakter performatywny, stając się rodząjem samospełaniającej się przepowiedni: jeśli ludzie wierzą, że państwo zostało pozbawione swojej siły przez globalizację, to są oni mniej skłonni domagać się, aby interweniowało ono w imię wspólnego dobra w strategie akumulacji prywatnego kapitału.
Argumenty te posiadąją pewne zalety. W dalszym ciągu spora liczba zgromadzonego materiału empirycznego sugeruje, iż -jak podsumowują to Held i McGrew - „nowoczesne państwo jest w coraz większym stopniu osadzone w sieciach wząjemnych
141