mnie bowiem, widziałem tylko przedmiot odniesienia [referent], przedmiot pożądania, drogą osobę. Ale natrętny głos (głos nauki) mówił mi wtedy surowo: „Powróć do Fotografii. To, co tu widzisz i co sprawia ci cierpienie, należy do dziedziny «Fotografii amatorskich)), na temat których wypowiadała się grupa socjologów; jest to tylko ślad społecznego protokółu wspólnictwa, przeznaczonego do umocnienia Rodziny itd.” Ale ja nie dawałem za wygraną. Inny głos, o wiele silniejszy, kazał mi negować komentarz socjologiczny; wobec pewnych zdjęć chciałem pozostać w stanie pierwotnym, bez kultury. I tak to trwało: nie śmiałem sprowadzić niezliczonych zdjęć istniejących na świecie do Fotografii w ogóle, jak również odnieść do niej kilku zdjęć własnych. Krótko mówiąc znalazłem się w impasie i, jeśli tak to określić, „naukowo” osamotniony i bezsilny.
Powiedziałem sobie wtedy, że cały ten nieład i dylemat, ujawniony poprzez chęć pisania o Fotografii, odbijały pewną trudność, którą znałem od dawna: że jako podmiot szamoczę się pomiędzy dwoma językami, z których pierwszy jest. ekspresywny, a drugi krytyczny, a w łonie tego ostatniego szamoczę się pośród różnych porządków wypowiedzi, jak socjologia, semiologia, psychoanaliza. Jednak niezaspokojenie, jakie odczuwałem ostatecznie wobec każdego z tych porządków, prowadziło mnie do jedynej rzeczy pewnej, istniejącej we mnie (choćby nawet naiwnej): zaciekłego oporu wobec wszelkiego systemu redukującego. Gdyż za każdym razem, gdy zaczynałem odwoływać się do czegoś takiego, czułem, że język także kostnieje i ześlizguje się w stronę redukcji i przygany. Powoli więc wycofywałem się i szukałem gdzie indziej:
IS