mnie obudzić jeszcze bardziej brutalnie. Gdyż nie wiem, co społeczeństwo zrobi z mojego zdjęcia, co w nie wczyta (przecież jest tyle odczytań tej samej twarzy). I gdy odnajduję siebie jako produkt tej operacji, widzę, że stałem się Cały-Obrazem, to znaczy ucieleśnioną Śmiercią. Inni — Inny — pozbawiają mnie siebie samego, czynią ze mnie, z okrucieństwem, przedmiot, jestem na ich łasce, do ich rozporządzenia, skatalogowany w przegródce, wydany na wszelkie delikatne triki. Pewnego dnia fotografowała mnie znakomita fotografka: czułem, że na zdjęciu widać smutek mojej świeżej żałoby, wyjątkowo Fotografia zgadzała się ze mną samym. Ale po jakimś czasie znalazłem to zdjęcie na okładce jakiejś książeczki: swoista technika druku sprawiła, że miałem już tylko okropną twarz pozbawioną wnętrza, ponurą i odpychającą. Stanowiłem obraz mego języka, jaki chcieli ukazać autorzy książki. („Zycie prywatne” nie jest niczym innym, jak tą przestrzenią, tym czasem, kiedy nie jestem obrazem, przedmiotem. To moje prawo polityczne, aby być podmiotem, i muszę tego bronić.)
26
To, czego dopatruję się w zdjęciu, które mi się robi („intencja”, według której na nie patrzę), to w istocie Śmierć: Śmierć to eidos tego właśnie Zdjęcia. Tak więc, w sposób dziwaczny, jedyną rzeczą, którą mogę znieść, którą lubię, która jest mi bliska, gdy się mnie fotografuje, to odgłos aparatu. Dla mnie organem Fotografa nie jest oko (ono mnie przeraża), lecz palec: to, co jest związane z dźwiękiem wyzwalania migawki, przesunięcia się metalicznych osłon (jeśli aparat je jeszcze zawiera). Lubię te mechaniczne odgłosy, sprawiają mi rozkosz, jakby były jedyną rzeczą z całej Fotografii, której czepia się moje pożądanie, gdyż owo krótkie metaliczne uderzenie rozbija spowijające mnie śmiertelne Pozowanie. Dla mnie głos Czasu nie jest smutny: lubię dzwony, wielkie zegary, małe zegarki — i przypominam sobie, że u początków materiał fotograficzny należał do stolarstwa artystycznego i mechaniki precyzyjnej. Aparaty były w gruncie rzeczy zegarami do patrzenia i być może ktoś bardzo dawny we mnie słyszy jeszcze w aparacie fotograficznym — żywy odgłos drewna.
27