66
prawa, lecz gałęzi i trawy używali za posłanie, a za mieszkanie jaskiń i grot, padali pastwą dzikich zwierząt i silniejszych stworzeń. Wtedy ci, którzy albo sami uniknęli rozszarpania, albo patrzyli na śmierć najbliższych, rozdartych kłami zwierząt, pomni własnego niebezpieczeństwa uciekli do innych ludzi i prosili o obronę, wyrażając początkowo swą wolę na migi. Potem spróbowali pierwszych słów i nadając poszczególnym rzeczom nazwy, powoli stworzyli system mówienia. Widząc zaś, że trzeba ludzkość osłonić przed zwierzętami, zaczęli także miasta zabezpieczać; usypane groble miały im zapewnić spokój w nocy, miały też bez walki unicestwić napady i ataki dzikich zwierząt.
Tego rodzaju pogląd wydał się innym całkiem niedorzeczny. Mówili, że nie kły zwierząt były przyczyną kupienia się ludzi, lecz samo raczej człowieczeństwo. Dlatego ludzie się połączyli, bo natura człowieka stroni od samotności, a pożąda wspólnego życia i towarzystwa.
Niewielka jest między nimi różnica: przyczyny .odmienne, istota rzeczy ta sama. Jeżeli ludzie połączyli się po to, aby przez wzajemną pomoc bronić swej słabości, to trzeba spieszyć z pomocą człowiekowi, który jej potrzebuje. Ponieważ ludzie weszli w związek z ludźmi dla obrony, naruszenie tego przymierza albo-jego niedochowanie musi się poczytać za najwyższą niegodzi-wość. Kto usuwa się od udzielania pomocy, winien koniecznie usunąć się także od jej przyjmowania, bo kto drugiemu swojej odmawia, ten uznaje, że nie potrzebuje cudzej. Takiemu zaś, który sam siebie oddziela i odosabnia, przyjdzie żyć nie jak człowiekowi, ale jak zwierzęciu. Jeżeli natomiast, jak rozprawiają drudzy, sama natura człowieka jest powodem łączenia się ludzi, to w takim razie człowiek powinien uznać drugiego człowieka. A jeśli zrobili to ludzie nieokrzesani i jeszcze dzicy, a zrobili nie posiadając wcale wyrobionego systemu mówienia, czego mamy żądać od ludzi kulturalnych oraz związanych z sobą wspólną mową i innymi sprawami, którzy, przyzwyczajeni do obcowania z ludźmi, nie mogą znieść samotności?
Przestrzegać tedy trzeba ludzkości, jeśli chcemy zasługiwać na miano ludzi. To zaś przestrzeganie ludzkości, czymże innym jest jak nie miłowaniem człowieka, dlatego że jest człowiekiem i tym samym, czym i my jesteśmy?
Pierwsze zwycięstwo Scypiona Starszego w Hiszpanii
Ponieważ walka z Hannibalem w Italii nie rokowała bezpośrednio pomyślnego wyniku, postanowili Rzymianie szukać rozstrzygnięcia na terenie hiszpańskim i w tym celu wysłali tam w r. 210 nowe wzmocnienia, powierzając równocześnie naczelną komendę nad zgromadzonymi woj ska-mi synowi poległego w ubiegłym roku Publiusza Scypiona, Korneliuszowi Scypionowi. Był to młody jeszcze człowiek (liczył lat 25), stojący za-ledwo u progu kariery urzędniczej (w r. 213 był dopiero edylern). Tym większe musiano mieć zaufanie do jego zdolności, skoro mu tak ważną komendę powierzono. Jakoż republika znalazła w nim wodza, który geniuszem wojennym dorównywał Hannibalowi, a był od niego o tyle szczęśliwszy, że do przeprowadzenia swych zadań miał potężne ciągle zasoby stworzonej przez Rzym organizacji.
Z przybyciem P. Scypiona (w jesieni 210 r.) wojna w Hiszpanii, dotąd przeważnie defensywnie prowadzona, przybrała natychmiast inny charakter. Zreorganizowawszy swe siły, które wynosiły łącznie 31.000 ludzi, rzucił się w r. 209 na centrum potęgi kartagińskiej w Hiszpanii, Nową Kartaginę. Plan był śmiały, ale właśnie dlatego miał widoki powodzenia. Najbliższa armia kartagińska oddalona była, gdy stanął pod miastem, o 10 dni marszu, twierdzy zaś broniła mała załoga, złożona zaledwie z 1.000 ludzi. Kiedy nie udał się szturm na potężne obwa-