74
Weń pełno ciepłej wody Filemon nalewa I nogi gościom swoim starannie obmywa.
Proste wierzbowe łóżko w środku izby mieli,
Na nim była rogoża na miejscu pościeli;
Szatą ją okrywają chowaną od święta,
Choć i ta gruba, dawne już czasy pamięta,
Godna takiego łoża. Tu spoczęły bogi.
Drżąca Baucis przystawia stół, co miał dwie nogi I trzecią, lecz nierówną; tę skorupą wsparła,
Stół już mocno stojący świeżą miętą starła.
Na nim dwubarwny owoc święcony Palladzie b Tarnki w sosie moczone i sałatę kładzie.
Dalej rzodkiew i sery wytłaczane z mleka,
I jaja, które w ciepłym popiele przypieka.
Wszystko w misach glinianych. Wreszcie na ochłodę W glinianym roztruchanie daje wino młode,
Z niego w kubki bukowe, woskowane wlewa, Wreszcie ciepłe od ognia przynosi warzywa.
Na drugie danie wety na stół zastawiono.
Tu zdjęte z latorośli słodkie winogrono,
Tu w koszyku plecionym mnóstwo jabłek leży, Suche figi, daktyle, śliwki, orzech świeży I plastr miodu jest biały. Tę ucztę ubogą Krasi twarz starców z serca dających, co mogą.
Widząc oni, że mimo częste nalewanie Coraz jednakże wino rośnie w roztruchanie,
Dziwią się i tak mówiąc ręce w niebo wznoszą: „Godnie was przyjąć dla nas byłoby rozkoszą; Darujcie, że jesteśmy nieprz,ysposobieni“.
Dla straży małej chatki gęś karmili w sieni I tę dla swoich gości zabić chcieli sami.
Ptak szybki męczy starców schylonych latami I uwodząc ich długo do bogów ucieka.
„Ten ptak nie zginie, nasza strzeże go opieka, Myśmy bogowie", rzekli. „Za spehiione zbrodnie Wszystkich waszych sąsiadów ukarzemy godnie.
Wy tylko od powszechnej ujdziecie zagłady.
1 Tj. oliwki.
Opuśćcie strzechę waszą, idźcie w nasze ślady I spieszcie się za nami na górę wysoką!"
Posłuszni woli bogów, słabe nogi wloką I silą się o kiju piąć po ścieżce małej.
Oddaleni od wierzchu tylko o lot strzały Oglądają się: wszystko zniknęło w powodzi,
Tylko niska ich strzecha nad wody wychodzi.
Tym zdziwieni, gdy płaczą nad zgubą swych braci,
Dom, wprzód dla dwojga szczupły, postać swoją traci. Zmienia się w kościół, z słupów powstają filary,
Słoma połyska, złotym zdaje się dach stary,
Marmur podłogę, brama zdobi wchód świątyni.
Wtem Jowisz im łagodnie to pytanie czyni: „Powiedz, dobry staruszku, co sobie życzycie Wraz z żoną, z którą miałeś szczęśliwe pożycie?" Filemon krótką chwilę z Baucydą rozmawia,
A potem wspólne myśli tak bogom objawia:
„Chcemy być kapłanami, żyć w waszym kościele;
A że z sobą lat zgodnych spędziliśmy wiele,
Chcemy i umrzeć razem; niech grobu mej żony Nie widzę ani od niej będę pogrzebiony!“
Wysłuchał bóg ich prośby. Straż kościoła mieli, życie im przeznaczone spędzali weseli.
Syci wieku, gdy stali przy świątyni schodach I rozmawiali z sobą o miejsca przygodach,
Postrzegł starzec, iż Baucis w liść się przyodziewa, Widzi Baucis, że mąż jej bierze postać drzewa;
Krew się ścięła w ich żyłach i zmartwiały członki. „Bądź zdrowa", rzekł Filemon do swojej małżonki, „Bądź zdrów", do Filemona rzekła Baucis tkliwa, Wtem razem miękka kora usta im pokrywa.
Jeszcze ze czcią pobożność tych starców wspomina Pamiętna na ich cnoty frygijska kraina.
Od ludzi godnych wiary słyszałem tę powieść,
Którzy chcąc mi dokładniej prawdy swojej dowieść, Pokazywali wieńce, jakie ludu rzesza Na wieczystą pamiątkę na tych drzewach wiesza.
I ja rzekłem, mój wieniec mieszcząc w innych rzędzie: „Szczęśliwy, kto czci bogów, i on czczony będzie!"