78
Dwaj synowie Amfiona celujący siłą Ujeżdżali tam wówczas ogniste rumaki ;
Złotem lśnią się ich wodze, szkarłatem czapraki.
Wtem jeden z braci, Ismen, pierwsze matki brzemię, Gdy w koło koniem skręca na tętniącą ziemię,
A koń wspina się, pieni: „Ach, biada mi!“, krzyknął I zaraz środek piersi pocisk mu przeniknął;
Z konającego dłoni wędzidła wypadły I padł na prawą stronę martwy i pobladły.
Słysząc przez czcze powietrze świszczące pociski Sypilus puszcza wodze; tak, gdy obłok bliski,
Ciężarny piorunami, żeglarz ujrzy nagle,
Chcąc lada wietrzyk schwytać, rozpościera żagle.
Lecz i pierzchającego dosiągł cios morderczy,
Strzała przeszywszy czaszkę w środku gardła sterczy; On jak biegł nachylony, po grzywie się stoczył,
Padł i w tym miejscu ziemię gorącą krwią zbroczył.
Kiedy po jeździe konnej, nieszczęsny Fedymie,
I ty, Tantalu, dziada dziedziczący imię,
Na młodzieńcze zapasy biegliście z zapałem,
Gdy pierś z piersią się zeszła, ciało starło z ciałem,
Z wyprężonego łuku wypuszczona trzcina,
Jak byliście spojeni, obu was przecina.
Razem jękli, polegli i tej samej chwili Razem oczy ich zgasły i zmysły stracili.
Przerażony AJfenor widząc zwłoki bratnie Chce je wziąć, chce im oddać usługi ostatnie;
Lecz gdy do tak pobożnej czynności się spieszył, Apollo ostrym grotem śród piersi mu przeszył. Wyrwał go, lecz się z ostrzem wyciągają płuca,
A z krwią upływającą duch ciało porzuca.
Ale tobie nie jedna zgon przynosi rana, Damazychtonie młody; grot środek kolana W samym zgięciu ci przebił i gdy ręką silną Usiłujesz wydobyć strzałę nieomylną,
Druga tobie natychmiast przeszywa śród gardła.
Ale ją krew ognista na ziemię wyparła,
Która silnym strumieniem w powietrze wypada. Ostatni Ilionej ręce darmo składa
I tak blaga: „Przebaczcie, o bogowie nieba!"
Prosił wszystkich, a było nie wszystkich potrzeba.
Chciał Feb, lecz nie mógł cofnąć strzały wypuszczonej I od najlżejszej rany poległ Ilionej.
Wieść nieszczęsna, żal ludu i krewnych zmartwienie Zwiastowały wnet matce to smutne zdarzenie. Zadziwiona, że mogli, i gniewna, że śmieli Uczynić,' na co prawa bogowie nie mieli,
Usłyszała, że Amfion przebił się żelazem I tak smutku i życia pozbawił się razem.
O, jak teraz Nioba odmienna od owej,
Dumnie przez środek miasta kroczącej królowej, Rozganiającej tłumy od ofiar Latony!
Litości stał się godnym jej los zazdroszczony.
Padła na zimne zwłoki i synów swych ciała Bez porządku raz jeszcze ostatni ściskała.
Wreszcie tak rzekła z dłonią ku niebu wzniesioną: „Nakarm się mym nieszczęściem, okrutna Latono! Nakarm, nasyć mym smutkiem srogie serce twoje! Siedmiokrotnym pogrzebem kończę życie moje;
Ciesz się, raduj, odniosłaś triumf nad Niobą!
Lecz nie, i teraz jeszcze mam wyższość nad tobą! Biednej więcej zostało niż szczęśliwej tobie,
Jeszczem cię zwyciężyła, choć synów mam w. grobie".
Rzekła; wtem po powietrzu strzała z łuku brzękła. Wszyscy zbledli, Nioba jedna się nie zlękła, Nieszczęściem już zuchwała. Nad bratnimi stosy Stały siostry w żałobie z spuszczonymi włosy.
Jedna z nich, gdy w rozpaczy nad bratem schylona Chce strzałę z ciała wyrwać, upada i kona.
Druga, gdy w żalu matkę pociesza stroskaną,
Już na wieki umilkła, tajną tknięta raną;
Ta uciekając padła, ta na siostrze legła,
Tę kryjącą się dusza, tę drżącą odbiegła.
Nad sześciu córek matka bolała już stratą,
Ostatnia pozostała. Tę ciałem i szatą Otulając zawoła: „Zostaw mi jedyną!
Za tą ostatnią proszę, najmłodszą dzieciną!"
Gdy błaga, ta upada, za którą błagała.