68
wała się do czasów dzisiejszych. Rok 1818, a następnie wznowienie i ustalenie parlamentaryzmu w Austryi, zrobiły także swoje i przyzwyczaiły nas, że sami sobie zadajemy ciągle łamigłówki nomenklaturą polityczną. Zresztą atoli każde stronnictwo wybitne i zdolne do czynu otrzymywało nazwę krajową, od czegoś konkretnego i mówiono: stronnik Trzeciego Maja, Targowiczanin, Napoleończyk, Kaliszanin, Mierosław-czyk, Biali, Czerwoni, Stańczyk, Tromtadrata. W tej chwili mamy Ugodowców, Stańczyków i Ludowców. Dla reszty, (a więc niemal dla wszystkich, bo te trzy grupy są bardzo nieliczne), brak domorosłej nazwy politycznej. Nie jestto »bez kozery*, albowiem u nas olbrzymia większość jest pod politycznym względem właściwie tylko ciepłem piwkiem; dojrzyjmy politycznie, a znajdzie się też właściwa terminologia polityczna.
Nie jestto bynajmniej rzeczą obojętną. Niewłaściwa nazwa ma w zawiłych czynnościach umysłu ludzkiego ten skutek, że w dyskussyi, w wymianie zdań, traci się przynajmniej połowę czasu i sił na — młócenie słomy, z powodu ustawicznych nieporozumień. U nas wyrażenia: konserwatywny, demokratyczny, arystokratyczny, klerykalny, postępowy, liberalny, radykalny itp. mają w każdej głowie inne znaczenie; stąd nieopisany chaos w układzie stronnictw. Ażeby wytłumaczyć czemś tę terminologię, wymyśla się niestworzone rzeczy nawzajem na siebie; że zaś ostatecznie ozwać się musi, co tkwi na dnie polskiej duszy, robi się więc z »konserwatystów* wrogów niepodległości polskiej, a z ^liberałów* wrogów bytu narodowego. Oczywiście, ani tym, ani tamtym nie śniło się o ni-czem; to wszystko było bowiem tylko dyalektyką, w której się ugrzęzło po uszy w harmiderze walki. Igra się w tej polityce liczmanami, które nigdy na nic się nie zdadzą, bo gdyby chciano likwidować, okazałoby się, że nie istnieje zgoła w rzeczywistości ta stopa mennicza, którą one udają.
I cały ten galimatyas, będący świadectwem niedojrzałości politycznej, przenosić pod wiejskie strzechy?! Tam dopiero doszłyby rzeczy do absurdum, a ze stronnictw naszych przyjęłyby się same tylko chwasty.
Rzecz ta jest zasadniczo złą, a jeszcze gorszą się staje skutkiem tego, że wnosimy do ludu, co jutro już będzie prze-starzałem.
W roku 1863 było stronnictwo przeciwne powstaniu, jakkolwiek niezdolne do czynu. Po powstaniu poczęło ono na nowo się organizować, rzuciło zasadniczo klątwę na wszelkie spiski, a wywiesiło hasło pracy organicznej. Hasło przyjęto po krótkim czasie powszechnie, ale co do klątwy na spiski, zdania były podzielone; niektórzy mniemali, że jedno da się z drugiem wybornie pogodzić, przypuszczali bowiem, że zajdą pomyślne dla powstania stosunki. Wojna wschodnia okazała, że stronnictwo spisków przepadło z kretesem, a około r. 1880 sprawa była już absolutnie rozstrzygnięta i najzupełniej załatwiona.
Natenczas należało nadać krajowi nowe tło polityczne, licujące z nowym czasem i nowemi stosunkami. Była też grupa statystów, którą stać było na to, żeby politykę w kraju pchnąć na pozytywne tory; łączyli w swem gronie dużo wiedzy i dużo wpływów; mieli program i nie za-dawalniali się robieniem wiele hałasu o nic, czy to o różne »izmyc, czy to o rok 1863; mieli też do załatwienia niejedną konkretną sprawę, ściśle oznaczoną i dobrze przestu-dyowaną. Grupą tą byli Stańczycy.
Od r. mniej więcej 1880 można już było być tylko epigonem poprzedniej walki zasad, bo zniknął przedmiot sporu; można się było żywić tylko różnemi przyprawami drugorzę-dnemi, któremi w ciągu dwudziestu lat zaprawiano istotną treść sporu, a te przyprawy nie byłyby starczyły na długo; boć trudno kręcić bicz z piasku. A jednak epigonostwo miało się przedłużyć aż do dnia dzisiejszego!
Stało się to z winy dwóch okoliczności. Jedną była ry-walizacya czy antagonizm dwóch magnackich rodów w Gali-cyi. Dajmy spokój nazwiskom, bo wymienianie ich przedłuża niepotrzebnie sprawę. Co do samego faktu — spostrzegł go pierwszy Kalinka. Dość powiedzieć, że rywalizacya ta wyprowadziła na pierwszy plan polityki krajowej koteryjność. Dało