Obok tych mniej lub więcej przyjemnych wspomnień pozostało mi jedno bardzo wielkie rozczarowanie. Mieliśmy służącą, Helenę Wyrzykowską, pannę z Wiśniewa czy innej wsi pod Siedlcami, której matka i brat zamieszkali w Siedlcach i która, według wiadomości otrzymanej ostatnio przeze mnie od dr Anny Kuć-Staniszewskiej z Siedlec, obecnie znajduje się w Siedlcach. Nastała ona do nas w 1918 r. i przez cały czas u nas służyła. Mój syn Teodor urodził się przy niej, przy niej się wychowywał i kochała go ona do szaleństwa. Była to dziewczyna dobra, tylko dość niemądra, zaś jako służąca była wzorowa. Przez cały czas otrzymywała dobrą pensję. Ostatnia jej pensja wraz z dodatkowymi dochodami, jakie miała u mnie przy przyjmowaniu klientów, sięgała do 80-90 zł miesięcznie. Była bardzo rozrzutna, mimo to udało się jej odłożyć u mej żony 300 zł, ale tę sumę wyłudził od niej jeden z jej licznych narzeczonych. Była nam bardzo oddana. Miała ona dwie siostry, które też przez pewien czas służyły u nas. Jedna z nich Władzia, wdowa, poczciwa kobieta, była nianią mojego syna, a gdy następnie odeszła od nas, żona wyrobiła jej posadę woźnej w żłobku żydowskiego towarzystwa „Kropli Mleka”96, była z nami w dobrych stosunkach aż do ostatniej chwili i nawet w czasie bombardowania Warszawy kontaktowała się z nami. Druga, jeszcze młodsza siostra Jadzia, następnie po mężu Woźnicka, też służyła u nas przez szereg lat jako pokojówka, a potem żona wyrobiła jej posadę w fabryce mydła „Majde” u pana Bernsteina, ojca Irki, koleżanki mojej córki, która jeździła z nami do Palestyny. Gdy jakie 3 lata przed wojną Jadzia wychodziła za mąż za Woźnickiego, zależało jej jak na życiu, żeby drużbami jej w kościele byli: ja i pan Bernstein. Poszła więc do księdza pytać, czy widzi w tym przeszkody, że obaj jesteśmy Żydami. Ksiądz powiedział, że nie, i drużbowaliśmy obaj przy jej ślubie w kościele św. Krzyża w Warszawie. U żadnej z trzech sióstr nie
96 „Kropla Mleka” — organizacja charytatywna zajmująca się wspieraniem matek, samotnie wychowujących dzieci.
312