skiego miasta na podstawie własnych doświadczeń mogą wykazać, na jak złudnych podstawach zbudowane jest prawodawstwo socjalne w ,,uszkolnionym’’ społeczeństwie.
Sędzia Sądu Najwyższego William O. Douglas zauważył, że „jedynym sposobem powołania instytucji jest ją sfinansować’’. Wynika stąd wniosek równie prawdziwy: tylko odpływ dolarów od
instytucji, które obecnie zajmują się zdrowiem, oświatą i opieką społeczną, może położyć kres dalszemu zubożeniu, będącemu rezultatem ich szkodliwych skutków ubocznych.
Należy o tym pamiętać przy ocenie programów pomocy rządu federalnego. Na przykład w latach 1965—1968 wydano w szkołach amerykańskich z górą 3 miliardy dolarów na poprawę sytuacji około 6 milionów uboższych dzieci. Program ten znamy pod nazwą Rozdział I {Title One). Jest on najdroższym jak dotąd na świecie programem wyrównawczym w dziedzinie oświaty, a jednak nie widać wyraźnej poprawy w nauce tych materialnie upośledzonych dzieci. W porównaniu z kolegami z rodzin o średnim dochodzie pozostają jeszcze dalej w tyle. Co więcej, w trakcie realizacji programu zawodowcy wykryli dodatkowo 10 milionów dzieci upośledzonych pod względem ekonomicznym czy oświatowym. Pojawiły się więc dalsze powody, by domagać się nowych funduszów z kasy federalnej.
Całkowitą klęskę, jaką — mimo zwiększonych nakładów — poniósł program polepszenia stanu oświaty biednych, da się wytłumaczyć w trojaki sposób:
1. Trzy miliardy dolarów nie wystarczą, żeby w wymiernym stopniu poprawić wyniki nauczania 6 milionów dzieci; albo:
2. Pieniądze wydatkowano nieumiejętnie: potrzebne są i byłyby skuteczne inne programy, sprawniejsza administracja, większa koncentracja funduszów na dziecko ubogie, krótko mówiąc, wstępne badania okazały się niewystarczające, aby rozwiązać problem; albo:
3. Braków w nauce nie można zlikwidować w ramach nauczania w szkole.
Pierwsze było z pewnością prawdziwe dopóty, dopóki pieniądze wydatkowano w ramach budżetu szkolnego. Pieniądze te rzeczywiście otrzymały szkoły, gdzie było najwięcej upośledzonych materialnie dzieci, ale nie wydano ich tylko na dzieci ubogie. Dzieci, dla których przeznaczone były pieniądze, stanowiły zaledwie jakąś połowę uczniów uczęszczających do szkół, które powiększyły swoje budżety o subsydia rządu federalnego. Tak więc pieniądze wydano zarówno na; dozór nad dziećmi, ,,indoktrynację” i poradnictwo zawodowe, jak na samo nauczanie, wszystkie te funkcje bowiem nierozerwalnie się ze sobą splatają w gmachach szkolnych, w programach, w osobach nauczycieli, administracji i w innych kluczowych elementach składowych tych szkół, a co> za tym idzie, w ich budżetach.
Najwięcej skorzystały z dodatkowych funduszów dzieci ze środowisk stosunkowo zamożniejszych, te, które były także „upośledzone”, gdyż musiały chodzić do szkoły w towarzystwie biednych. Tak więc w najlepszym wypadku tyłka mały ułamek każdego dolara, który miał zlikwidować trudności dziecka ubogiego, mógł w ramach budżetu szkolnego być obrócony na jego potrzeby.
Równie prawdziwe mogłoby być też stwierdzenie, że pieniądze wydatkowano w nieumiejętny sposób. Ale system szkolny odznacza się niezwykłym wręcz brakiem kompetencji. Już sama struktura szkół uniemożliwia danie szans dzieciom pod innymi względami upośledzonym. Na nic się zdadzą specjalne programy, oddzielne lekcje albo przedłużanie godzin lekcyjnych. To wszyst-
3* 35