1
Narrator opowiada o swej babce, pannie Helenie Kanwickiej: Helena budzi się rankiem świtkiem w dniu swoich 30. urodzin (śnił się jej złamany, zakrwawiony ząb), za domem krowa ryczy (jak parostatek), słychać szum Wilii. Helena rozmawia sama ze sobą (traktuje to jako zapowiedź staropanieństwa), jest dosyć rozgoryczona, samotna; wyrusza z woźnicą przez lasnaparannąmszę.
Co pewien czas wtrąca się narrator 1-osobowy (Ja znam ten las, ten dwór w ruinie i tę rzekę, co niesie przed siebie smoliste trawy. W tej chwili barwny motyl zawisł nad krzakiem jałowca, a jeszcze przed ułamkiem sekundy uderzał boleśnie o szybę mego okna).
Helena zastanawia się, czy iść za mąż, wspomina czasy powstania (niepokój, nadzieja) - miała wtedy 18 lat. Wspomina niejakiego Piotra (w ogóle to wciąż mówi do siebie - w myśli albo głośno). Nastrój przygnębienia (dzień urodzin Heleny jest jak każdy inny, wszystko minęia).
Po drodze Helena i woźnica podwożą chłopaka - mówi, że wrócił do swoich stron, do panienki (=Heleny). Helena jest oburzona jego bezczelnością (dotknął jej ręki).
Kolejne informacje o narratorze (nigdy nie widział swej babki) i Helenie (po powstaniu 1863 r. mieszka z ojcem w folwarku Bahiń, ich rodowy folwark Miławidy zabrano im po upadku powstania ze względu na przeszłość ojca; teraz Miławidy zamieszkuje niejaki Korsaków, który próbuje wkraść się w łaski Heleny i miejscowego księdza; i jeszcze jedno - matka Heleny zmarła w czasie porodu, nie wiadomo czemu ojciec pochował ją przy drodze, jak włóczęgę lub żołnierza napoleońskiego).
Helena dowieziona zostaje w kańcuna mszę. Tam spotyka swego adoratora - Aleksandra Platera (ale nie szaleje zanim...), obok niego - nieodłączny strzelec Ildefons.
Na śniadaniu u księdza (chłodnik, kołdunki, naleweczka) - Helena Kanwicka i jej adorator. Ksiądz ma białoruskie powiedzonko: praudu każe, oznaczające aprobatę dla wypowiedzi przedmówcy. Helena znów zniechęcana (co ja tu robię? czemu nie urodziłam się mężczyzną? itp.; wszystko z powodu tych skończonych 30 lat).
Narrator niezbyt przychylnie ocenia tryb życia na wsi litewskiej: minuty wloką się jak godziny, a gadziny jak tygodnie [...] kobieta rodzi się i żyje w tym samym kącie aż do śmierci [...] marzy i śni o wielkich uczuciach, które jej podsuwają raz na miesiąc przywożone czasopisma z dalekiej Warszawy [...]. Suma niedzielna w kościele parafialnym, huczne imieniny od czasu do czasu, nieśmiały flirt na odległość z kimś, kto przypadkiem przejeżdża przez te strony [...] i wspomnienie tych powstań, co ciągle jeszcze żyją choć dawno umarły. Ubóstwo b anału i banał ubóstwa.
Aleksander prosi Helenę o wiążące słowo, chce się wreszcie żenić. Helena się obawią odwleka sprawę do żniw (wokoło atmosfera leniwego sierpniowego wieczoru niedzielnego...).
Helena na cmentarzu, przy g-abie Piotra Pieślaką młodego powstańca (dawna wielka miłość) - 10 lat temu zginął w powstaniu.
Helena z woźnicąwracają do Bahini.
Ojciec Heleny, Michał Konwicki, pewnego dnia po powstaniu przestał mówić (nie ma o czym więcej gadać, przemówię, jak ojczyzna będzie wolna).
Następnego dnia na Helenę czeka w folwarku ów dziwny chłopak - Eliasz (rudzielec), którego wczoraj podwiozła hryczką Chce uczyć się u nie pisać i czytać. Zaraz potem przywożą Aleksandra - ze złamaną nogą Eliasz opatruje go i profesjonalnie diagnozuje uraz.
Helena decyduje się pójść za pana Aleksandra. Ale i tak nękają ją strachy (typu: co to znaczy miłość małżeńska?) i wspomnienia (gdy z Piotrusiem całowali się 3 razy i on poprosił ją o rękę).
Eliasz przy chodzi na lekcję. Helena prowadzi go do swego pokoiku (charakterystyczny element wystroju - serce z piernika z napisem „kochaj mnie na zawsze" na stoliku obok łóżka). Okazuje się, że Eliasz jest Żydem z Bujwidz (okoliczna wieś) i poszedł do powstania przez Helenę. Eliasz jest świadkiem, jak Aleksander prosi Michała Konwickiego, by mógł traktować go jak ojca (de facto prosi o rękę Heleny).
Znów lekcja - Eliasz rysuje na tabliczce twarzyczkę Heleny, opowiada, że jako 16-latek walczył w powstaniu, był na Syberii. Helena - zaskoczona, przerażana - najpierw każe mu odejść. W końcu zgadza się dawać mu dalej lekcje. Jest wciąż rozmarzoną czuje się zmęczona
Pewnego wieczora do Bahini przybywa Korsaków (właściciel byłego majątku Konwickich) z szampanem - chce wreszcie przełamać lody z sąsiadami. Zarzeka się, że pomagał powstańcom, służył Moskalom, owszem, przyjął rosyjskie nazwisko, ale serce pozostało polskie. Twierdzi, że nie odebrał Miłowid siłą tylko wziął, co mu dawali po walkachna Kaukazie iw wojnie tureckiej. Jest zrozpaczony, prosi Mkhała o przebaczenie. Staje się nachalny -krzyczy o swej niewinności, użala się nad sobą Nagle ze swego powozu Korsaków woła... Puszkina (syna tego Wielkiego), by pochwalić się, kto się z nim przyjaźni. Puszkin próbuje uspokoić sytuację. Odjeżdżają Helena przypadkiem widzi, jak ojciec biczuje się w pokoju (pokuta za nieznane grzechy).
1