Dopiero o samym zmierzchu zaczęli ściągać z pól. [...] Fragment II
Gustaw Herling - Grudziński Inny świat - fragm.
Analiza I Interpretacja tekstu
w tym niezmierzonym kościele. Naród w pokorze przywarł do zagonów, ścichnąl i że^H
wzdychaniem serdecznym rzucał święte, rodne ziarna, posiewał trud na plenne jutro^H
matce ziemi się oddawał wszystek i z dufnością.
Hej! otyły znowu lipieckie pola, doczekały się gospodarzy tęskniące, a toć, jakj||
okiem sięgnął, od borów chmurnych aż po wyżnie polnych granic, po wszystkichlfiBr
.:8jS5r
ziemiach w tym szarozielonawym, mgławym powietrzu, niby pod wodą, jaże roiło się|®| od czerwonych wełniaków, pasiastych portek, białych kapot, koni przygiętych w pługach i wozów po miedzach.
Niby pszczelny rój obsiadł ziemię pachnącą i roił się pracowicie w cichości bladego.IjS® zwiesnowego dnia - że jeno skowronki rozgłośniej śpiewały warząc się gdziesik nie dojrzane, wiater też przewiał niekiedy, zatargał drzewiny, rozwiał przyodziewy|lp kobietom, przygładził żyta i w bory uciekał z chichotem.
Długie godziny pracowali bez wytchnienia, tyle jeno odpoczywając, co tam ktoś ]1$| grzbiet wyprostował, odzipnął i znowuj się przykładał do zagona. Że nawet na M. południc z ról nie zjeżdżali, przysiedli jeno na miedzach pojeść z dwojaków i kościom dać folgę, ale skoro tylko konie przejadły, za pługi się imali, nie leniąc ni ociągając;Jf
[...] Na dany znak brygady ustawiały się same na małym placyku przed | wartownią. Więźniowie stawali po dwóch, normalnych brygadach starsi na przedzie* | młodsi z tyłu, w tych zaś, które nie wypełniały globalnej normy, młodsi na przedzie, a f| starsi z tyłu. Ten zwyczaj trzeba opatrzyć krótkim komentarzem. W praktyce bardzo || niewielu było w obozie więźniów wyznających zasadę, że lepiej mniej pracować i mniej jeść. W znakomitej większości wypadków metoda wyciskania z więźniów I maksymalnego wysiłku fizycznego przy minimalnej podwyżce racji żywnościowej f działała gładko i sprawnie. Człowiek głodny nie filozofuje, gotów jest zrobić ! wszystko, aby zdobyć dodatkową łyżkę strawy. [...] W brygadach pracującychĄ
Analiza i interpretacja tekstu
zespołami po trzech lub czterech więźniów najgorszymi stróżami normy byli sami więźniowie, gdyż normy obliczało się również zespołowo, dzieląc je przez ilość pracujących. W ten sposób znikało zupełnie poczucie solidarności więziennej, ustępując miejsca nieprzytomnej pogoni za procentami. Niewykwalifikowany więzień, który znalazł się w zgranym zespole robotników, nie mógł liczyć na żadne względy, po krótkiej walce musiał ustąpić, przenosząc się do zespołu, w którym często jemu z kolei przypadało doglądać słabszych towarzyszy. Było w tym wszystkim coś nieludzkiego, coś łamiącego bezlitośnie jedyną więź łączącą, zdawałoby się, więźniów w sposób naturalny - ich solidarność w obliczu prześladowców. Sposób ustawiania brygad do odmarszu za zonę doprowadzał ten system do monstrualnego okrucieństwa. [...]
, Praca w lesie należała do najcięższych głównie na skutek warunków, w jakich się odbywała. Odległość z „lesopowału” do obozu wynosiła średnio około sześciu kilometrów w jedna stronę, więźniowie pracowali cały dzień pod gołym niebem, po pas zanurzeni w śniegu, przemoczeni do nitki, głodni i nieludzko zmęczeni. Nie spotkałem w obozie więźniów, którzy by pracowali w lesie dłużej niż dwa lata. Na ogół już po roku odchodzili z nieuleczalną wadą serca do brygad zatrudnionych przy nieco lżejszej pracy, a stamtąd na „śmiertelną” emeryturę do Trupiarni. [...]
Czas pracy wynosił zasadniczo we wszystkich brygadach jedenaście godzin, po wybuchu wojny rosyjsko - niemieckiej podwyższono go jednak do dwunastu godzin. W brygadzie tragarzy na bazie żywnościowej, w której pracowałem najdłużej, nie było nawet i tych ram - praca zależała od ilości wagonów, a wagonów nie wolno było przetrzymywać, bo za każdą nadliczbową godzinę obóz płacił dyrekcji kolejowej.
W praktyce więc pracowaliśmy niejednokrotnie po dwadzieścia godzin na dobę z krótkimi przerwami na posiłki. Nie obowiązywał nas „podjom”, jeśli przychodziliśmy do zony po północy; wracaliśmy wówczas na bazę około jedenastej w południe, pracując znowu tyle, ile trzeba było, aby opróżnione wagony mogły wrócić na czas z naszej bocznicy do Jarcewa. W ten sposób już przez same „nadgodziny” nasza norma wahała się na ogół od 150 do 200%. [...]
Na krótko przed ukończeniem pracy więźniowie odnosili narzędzia do szopy