Apollodor stwierdza, iż doskonale wie co mówi gdy „gada od rzeczy”.
Przyjaciel radzi by nie sprzeczać się teraz o to. Prosi by dokończył opowieść, którą przedtem zaczął.
Będzie opowiadał wszystko co usłyszał od Arystomodesa o liczcie u Agatona.
Arystomodes przypadkiem spotkał Sokratesa, czystego, z podeszwami na nogach - co rzadko się zdarzało. Arystodemes spytał Sokratesa dokąd idzie, a tamten, że na ucztę do Agatona ponieważ dzień wcześniej uciekł z przyjęcia, które Agaton urządził z okazji swojego zwycięstwa (chodziło tu o sukces z powodu sztuki). Sokrates bał się, że będzie tam dużo „hołoty”, ale obiecał, że przyjdzie. Pyta, czy nie zechciałby pójść razem z nim na ucztę bez zaproszenie, Arystomodes przystaje i stwierdza, iż wykona wszystkie jego rozkazy. Idą razem. Jednak ma obawy, uważa siebie za nędznego i niegodnego iść na zabawę do „światłej osobistości”. Prosi, by Sokrates jakoś go wytłumaczył, bo on nie przyzna się, że przyszedł niezaproszony. Prosi by powiedział, iż to on, sam Sokrates go zaprosił. Sokrates odpowiada, mówiąc, że w drodze na ucztę narodzą się, co będą mówić gdy któryś z nich będzie w kłopocie. Porozmawiali i poszli. Po drodze, Sokrates się zamyślił i został w tyle, a gdy Arystodemos czekał na niego, ten kazał mu iść, aż Arystodemos stanął przed drzwiami Agatona, drzwi były otwarte. Wyszedł jakiś chłopak i wprowadził go do sali, gdzie całe towarzystwo już się „ułożyło”. Zabierano się do jedzenia. Gdy zobaczył go Agaton, począł wołać, aby odłożył interesy na później. Powiada, iż szukał go wczoraj, gdyż chciał go zaprosić, jednak nie mógł znaleźć. Pyta czemu nie przyprowadził Sokratesa. Sam się dziwi, że jeszcze go nie ma. Szedł przecież cały czas za nim. Agaton rozkazuje chłopcu iść poszukać Sokratesa, a Arystodemosowi siąść obok Eryksimacha. Inny chłopiec umył mu nogi. W tym czasie wrócił z wieścią tamten, iż Sokrates poszedł w inną stronę i stoi w ganku u sąsiadów, kiedy go wołał on nie chciał przyjść. Agaton nie chciał wierzyć. Chłopiec radzi mu poczekać, mówi, iż Sokrates ma już taki zwyczaj, odchodzi czasem na bok, ale zaraz przyjdzie. Agaton przytaknął i zwrócił się do wszystkich „chłopców”, aby nie czuli się jak niewolnicy i służący, tylko traktowali zaproszonych jak gości. Zaczęto jeść. Nie ma Sokratesa. Po jakimś czasie przyszedł, trafił na połowę wieczerzy. Agaton wskazał mu miejsce obok siebie. Sokrates mówi o przepływaniu mądrości, jak woda po wełnie przepływa z pełniejszego kielicha do mnie pełnego, tak dobrze by było, żeby i mądrość tak płynęła. Mówi o swojej „lichej” mądrości, że może się wiele „nassać” od swojego sąsiada leżącego obok, czyli Agatona.
Mówi o jego sukcesach. Na to Agaton odpowiada „Szelma jesteś Sokratesie” - co może być wyrazem żartobliwego uznania. Nakazuje mu jeść. Sokrates zaczyna spożywać i wychwalać Bogów (wedle zwyczaju), przystępuje do trunków. Zaczyna mówić Pauzaniusz. Wspomina wczorajsze pijaństwo. Nie jest mu z tym dobrze. Zastanawia się jakim sposobem można pić „lekko”. Zgadza się z nim Arystofanes, mu również „ciąży łeb” po wczorajszej libacji. Zastanawiają się, jak przynieść sobie ulgę. Pytają Agatona. Ten również się z nimi zgadza. Z zebranych tylko Sokrates potrafi tak pić, by nigdy nie czuć „ciężkiej głowy”. Jest mowa o szkodliwości pijaństwa. Wszyscy oświadczają, iż na ty zebraniu „wielkiej pijatyki” nie będzie. Postanawiają pić mniej, „tak by było przyjemnie”. Eryksimachos wyprasza flecistkę -dziś na uczcie będą się „zabawiać rozmową”. Proponuje temat rozmowy - EROS (ojcem pomysłu jest Fajdros). Oświadcza, że jeszcze żaden poeta nie „wzniósł godnego hymnu na cześć Erosa. Mówi o zaniedbaniu tego bóstwa. Nakazuje, by każdy po kolei, idąc w prawą stronę powiedział cos na pochwałę Erosa. Zaczyna Fajdros, jako ojciec tego pomysłu.
Apollodor stwierdza, iż Arystodemos dobrze wszystkiego nie pamiętał, jednak tych najważniejszych mówców, zapamiętanych, pragnie przytoczyć.