okrucieństwie. G którzy nie mają szansy na odnalezienie ciał próbują przynajmniej odnaleźć fakty - co stało się z mężami, żonami, dziećmi.
Jakbyś kamień jadła jest relacją o katach i ofiarach, o ich strachu, obecnym życiu, poczuciu krzywdy i bezsilności. Jest relacją tym bardziej przejmującą i wstrząsającą, bo mówiącą o konkretnych, wymienionych z imienia osobach, mieszkających w różnych częściach Bośni i Hercegowiny. Owa bliskość konkretnych osób wikła w opowieść czytelnika, obwinia go i zawstydza. Jak reagować ta taki dokument - dyskusją o prawnych i moralnych rozliczeniach czy przeciwnie - pokornym milczeniem?
Jedna z bohaterek reportaży Wojciecha Tochmana mówi Tu żyłam, tu umarłam. I jest jedno z najbardziej lakonicznych a jednocześnie przejmujących stwierdzeń w książce. Ale nie kończy ono niczego. Ktoś inny bowiem stwierdza: Tu się urodziłam, tu będę żyła. I może dopiero to zdanie cokolwiek rozpoczyna.
Ostatni raz w Rizvanoviciach człowiek urodził się dziewięć lat temu - pisze Wojciech Tochman o powojennej Bośni.
"Przyjeżdżali tu pisarze i filmowcy. Chodzili całymi grupami albo pojedynczo (...). Ale kiedy wojna się skończyła, (...) reporterzy spakowali swoje kamery i natychmiast pojechali na inne wojny" - pisze Wojciech Tochman we wstępie do zbioru reportaży z Bośni "Jakbyś kamień jadła". Dociera spóźniony i zajmuje się tym, co rasowych reporterów w ogóle nie obchodzi. Jedzie na wojnę, kiedy już nie ma wojny.
Mimo to obraz, jaki wyłania się z tej opowieści, jest być może straszniejszy niż ten, który zna się zwykle z klasycznych reportaży wojennych. Nikt tu już nie strzela, nic nie wybucha, a jednak poczucie i pamięć wojny są wszędzie. I to jest zapewne najważniejsza myśl wynikająca z książki Tochmana: wojna to nie tylko okopy i zabijanie, to także wspomnienie zabijania, upokorzeń, chora pamięć, pragnienie zemsty, nienawiść. Ta wojna trwa więc nadal - w chorych od bólu głowach. Reportaże Tochmana dobrze uchwyciły też straszną banalność zła. Nie było tam bogatego oręża i wielkich batalii. Byli sąsiedzi, którzy mordowali sąsiadów, chłopcy, którzy zabijali szkolne koleżanki.
Teraz, kilka lat po koszmarze, jedna z kobiet bośniackich opowiada o serbskiej rodzinie, która mieszka w jej dawnym domu: "Mnie otworzyła kobieta ubrana w moją sukienkę. (...) W pokoju młodszego syna uprzejmie przypomniała mi, kto wygrał tę wojnę i czyja teraz jest Srebrenica. Ja też uprzejmie podziękowałam i wyszłam". Tochman nie pisze o wszystkich Bośniakach naraz, ale o indywidualnych historiach, jakich w czasie wojen w Jugosławii zdarzyły się pewnie tysiące. To właśnie te tragedie pojedynczych ludzi układają się w wielką tragedię całego kraju. "Kiedyś autobus do Mostaru odjeżdżał co czterdzieści minut. Teraz autobusu nie ma" - pisze Tochman i tymi dwoma krótkimi zdaniami mówi więcej o powojennym życiu w Bośni, o nienawiści niedawnych sąsiadów, o ranach, które będą się zabliźniać długie dziesięciolecia, niż wyczerpujące statystyki i wnikliwe, fachowe opracowania.
Reportaże Tochmana opowiadają jednak nie tylko o odgrzebywaniu koszmarów z zakamarków pamięci, mówią także o dosłownym odgrzebywaniu i ponownym grzebaniu ciał. Jednym z najjaśniejszych bohaterów książki jest doktor Ewa Klonowski, Polka mieszkająca w Islandii, antropolog. "Kocham kości, kości do mnie przemawiają. Patrzę na kości i wiem, na co człowiek chorował, jak chodził, jak lubił siedzieć". Od 1996 roku zajmuje się w Bośni