struktura szpitalnych stosunków służbowych. Dziecko, a także jego rodzice w subiektywnym przekonaniu syniują siebie na samym dole tej społecznej drabiny ważności, które to odczucie obiektywizuje nader częsta konieczność odtwarzania poszczególnych szczebli hierarchii w celu zaspokojenia podstawowych potrzeb dziecka.
Doświadczenia przed mi otowości traktowania związanego z kultywowaniem przez służby medyczne społecznego statusu wynikają również ze zjawiska określanego w li tera mrze mianem profesjonalnej regresji. Sprowadza się ono do utraty przez profesjonalistów zdolności słuchania pacjentów, uwzględniania ich problemów i racji, a także weryfikacji własnych sądów i zaleceń - uznawanych za nieomylne.
Reperkusją takiej postawy staje się formułowana przed dzieckiem konieczność bezwzględnego (lecz częstokroć nie uzasadnianego) dostosowywania się do zaleceń pracowników szpilalnych, godząca w jego nietykalność osobistą, poczucie wolności i godności. Konsekwencją braku chociażby elementów wspólnoty w działaniu (leczeniu) przez uzgadnianie jego celów i znaczenia oraz innych parametrów (sposobów, pożądanych wyników) z dzieckiem jest zablokowanie jego poczucia współodpowiedzialności za własny stan zdrowia. Ograniczanie zaś możliwości wpływu na własną sytuację życiową powoduje w rezultacie sprzeciw, bunt. wywołuje złość i agresję pacjenta zwrócone przeciwko leczeniu, a w efekcie końcowym także przeciw własnemu zdrowiu i życia
Dyrektywne rozstrzygnięcia decydowały przez wiele lat - mimo skutków obserwowanych i opisywanych w literaturze przedmiotu - o istnieniu i oddziaływaniu jednego z najbardziej negatywnych czynników hospitalizacji: pozbawieniu dziecka możliwości kontaktu z rodzicami. Niezależnie od wieku w czasie pobym w szpitalu kontakt ten staje się podstawową potrzebą analizowaną przez dzieci. Rozstanie z najbliższymi potęguje stan zagrożenia, wywołany chorobą i koniecznością pozostania poza domem, staje się dominującym odczuciem dziecka. Nieuchronnie prowadzi to do nasilenia reakcji obronnych i w zależności od wieku dziecka i czasu trwania - także do strukturalnych zaburzeń rozwoju: fizycznego, umysłowego i społeczno-emocjonalnega
Decyzje rozstrzygające sprawę kontaktów rodzinnych w szpitalu podejmowane są odgórnie przez dyrektorów lub ordynatorów klinik, w sposób świadczący często o głębokiej ignorancji problemu. Oprócz zakazu wstępu rodziców, zezwala się czasem na pobyt codzienny, ale przez godzinę lub dwie lub w gorszej wersji godzinę lub dwie, dwa lub trzy razy w tygodniu. To połowiczne rozwiązanie stanowi swoistego rodzaju kompromis między niechęcią służb medycznych do wpuszczania rodziców na teren szpitala a pełnymi determinacji działaniami opiekunów, wymuszającymi różnymi sposobami odwiedziny u dziecka. Jest to również ustępstwo wobec oczekiwań społecznych, wyrażanych od dawna w publicystyce i uzasadnianych przez literaturę naukową.
Tego rodzaju kompromisy nie rozwiązują jednakże problemu. Przede wszystkim wprowadzają silny antagonizm pomiędzy profesjonalistów i rodziców. W praktyce prowadzi on do ujawniania przed dzieckiem prcez obydwie strony wzajemnie negatywnych opinii, wykraczających często poza sedno konfliktu. Zmusza to dzieci do specyficznych reakcji. Dzieci młodsze uwagi personelu odczuwają jako zagrożenie kontaktu z rodzicami. Dzieci starsze na negatywną ocenę rodziców reagują gwałtownym sprzeciwem: często też protest ten poszerzony zostaje - i przez rodziców i przez dzieci - o podważanie zawodowych kompetencji profesjonalistów W obu przypadkach dominującym uczuciem dziecka wobec personelu staje się niechęć, a nawet wrogość. Brak zaufania zwiększa poczucie zagrożenia i aktywizuje reakcje obronne. W rezultacie powoduje to ciągły jakby nawrót do traumatyzującej sytuacji początkowej przyjęcie do kliniki, przekreślający szansę pozytywnej adaptacji i obniżający efektywność leczenia.
Ten sam skutek obserwuje się u dzieci najmłodszych, choć w ich przypadku znaczenie mają inne przyczyny, aniżeli niewłaściwe relacje pomiędzy dorosłymi. Dzieci te, dla których pojęcia czasowe typu: jutro, o tej samej porze" są niewytłumaczalne i niewyczuwalne, znajdują się na swoistego rodzaju huśtawce emocjonalnej. Choć widują matkę codziennie, to dwugodzinna wizyta ma z reguły ten sam przebieg: spotkaniu towarzyszy płaczliwa „lepkość", pożegnaniu - rozpacz, krzyk i agresja wobec siebie i innych.
Bywa też i tak, że po długotrwałej rozłące dziecko reaguje pozorną obojętnością na najbliższych: nie rozpoznaje ich, nie chce się przywitać, broni się przed wspólną zabawą. Może to być manifestowanie głębokiego żalu i urazy do najbliższych, ale i swoistego rodzaju obrona przed ponownym przeżywaniem cierpienia, wynikającego z rozłąki.
Reakcje zwrotne personelu, dotyczące omawianych zachowań są różne: w zależności od wieku, stażu pracy, posiadania własnych dzieci i indywidualnej wrażliwości. Generalnie jednak wydaje się, że pracownicy szpitala wykazują większą skłonność do współczucia, serdeczności i zainteresowania sprawami poza medycznymi w stosunku do dzieci nie manifestujących w sposób uciążliwy protestu przeciw pobytowi w szpitalu.
Czynny opór, ciągły, natarczywy, głośny protest wywołuje większą represyjność i agresję ze strony