niezbędnym ogniwem życia zbiorowego -gwarancją pełniejszego zaspokajania potrzeb ludzkich, motorem rozwoju wspólnot politycznych, narzędziem osiągania celów społecznych czy grupowych nie przez samotne zmaganie się, walkę i ofiary, ale przez samopomoc i współdziałanie. Edward Abramowski napisał swego czasu, że to właśnie kooperatywizm przeobraził niewolnika w twórcę życia, a życie w akt braterstwa.
Rzecz jasna, że postęp w tej dziedzinie zależy nie tylko od stopnia dojrzałości obywatelskiej i rytmu zmian cywilizacyjnych. Równie ważnym czynnikiem pośredniczącym jest sposób sprawowania władzy politycznej. Władza, która rozumie swoją funkcję jako obsługę rzeczywistości społecznej (zdemokratyzowane reżimy polityczne) ogranicza swoje imperium do sfery ściśle politycznej. Zostawia obywatelom swobodę zrzeszania się i pozwala krzewie się ruchom korporacyjnym na wszystkich płaszczyznach życia: religijnej, gospodarczej, obyczajowej, kulturalnej. Zupełnie inaczej zachowuje się władza, która przypisuje sobie misję kreowania rzeczywistości (reżimy totalitarne, teokratyczne, autorytarne), 'faka władza uzurpuje sobie prawo do pełnej kontroli nad wszelkimi przejawami aktywności zbiorowej, czuje się uprawniona do poddania swemu dyktatowi zarówno sfery stosunków politycznych jak i sfery gospodarczej, kulturalnej, obyczajowej, a nawet rekreacyjnej i hobbystycznej. Występując w roli animatora i stróża działań zbiorowych, przekształca zrzeszenia w zetatyzowane, zbiurokratyzowane, posłuszne sobie agendy.
Tak więc w zależności od scenariusza sprawowania władzy zrzeszenia albo zagospodarowują przestrzeń zostawioną swobodnej inicjatywie ochotników, albo poszukują kompromisu, albo lokują się na obrzeżach organizacji quasi samorządowych, albo też przybierają postać różnego rodzaju grup nieformalnych, nieoficjalnych ruchów, zespołów zadaniowych o luźnej organizacji i zmiennym składzie. W ten sposób rozpierają zbyt ciasno przycięte ramy i torują drogę do usankcjonowania autentycznej wolności stowarzyszeń niezależnych i samorządowych. Można by więc przyjąć, że stopień nasycenia życia publicznego działalnością stowarzyszeniową jest miernikiem demokratyzacji państwa i urzeczywistniania idei społeczeństwa obywatelskiego, nastawionego na dobro wspólne, osiągane wspólnym wysiłkiem obywateli według ich rzeczywistych aspiracji. Stowarzyszenia pełnią zatem funkcję uspołeczniania państwa przez przejmowanie coraz większej ilości spraw w swoje ręce, poszerzanie pola samopomocy i zakresu samorealizacji.
Zastanawiając się nad rolą stowarzyszeń w kształtowaniu oblicza życia społecznego bietze się przeważnie pod uwagę organizacje Już działające, formalnie uznane, okrzepłe, korzystające ze splendoru wartości wyeksponowanych w nazwie albo tylko milczącej zgody otoczenia. Dociekając społecznych funkcji stowarzyszeń warto też przyjrzeć się im in staru nascendi. Można to uczynić zagłębiając się w dzieje -historia ruchu sufrażystek czy związków zawodowych byłaby pod tym względem barclzo pouczająca - lub też biorąc pod mikroskop ruchy, które dziś znajdują się jeszcze w stadium inkubacji. Okaże się wtedy z jakim trudem i za jaką cenę przedzierają się przez gąszcz barier ideologicznych, stereotypów obyczajowych, postaw zachowawczych. Gazowy ruch młodzieży katolickiej, nich naturystów, nich niezależnych związków zawodowych, dobijanie się o własną reprezentację kombatantów walczących nie po tej stronie, której życzyłaby sobie władza, emancypacyjny nich mniejszości seksualnych... wszystkie te inicjatywy spotkały na swojej drodze już to otwany sprzeciw, już to zakamuflowaną akcję pacyfikacyjną; zebrały na swoim koncie poważny kapitał upokorzeń, szykan, krzywd.
Kto chciałby segregować przykłady podane tu na jednej linii, pizydawać im znaki ujemne lub dodatnie z punktu widzenia własnych ocen moralnych, tak czy owak sprokurowanych miar słuszności, będzie w gruncie rzeczy wybierać między tolerancją i jej zaprzeczeniem. Jego sprawa. Byleby w rachunku własnego systemu wartości nie zapomniał postawić pizy tolerancji znaku ujemnego.
Myli się bardzo, kto sądzi, że towarzystwo miłośników kanarków może zażywać komfortu bezpiecznego trwania właśnie dlatego, że jest z natury rzeczy apolityczne i indyferentne z punktu widzenia norm etycznych. Jazzmeni mieliby zapewne dużo na ten temat do powiedzenia. Błądzi też ten, kto wierzy, że tak wzniosła idea jak pomoc dla więźniów zostanie przyjęta z ennizjazmem właśnie ze względu na jednoznacznie pozytywny wydźwięk moralny. Losy stowarzyszeń patronackich dowodzą czegoś wręcz przeciwnego. Czegoś przeciwnego dowodzi również życiorys św. Wincentego a Paulo, który został postawiony przed sądem dlatego, że - jak głosił akt oskarżenia - „...zgromadził wielką liczbę kobiet, zachęcał je do zawiązania konfratemii, której nadaje specjalne miano Miłosierdzia, a od której żądał, aby przychodziła z pomocą i obdzielała żywnością i zaspokajała inne potizeby ubogich chorych (...), a także co tydzień chodziła po domach z kwestą dla zbierania pieniędzy w tym celu Cała ta działalność podjęta przez św. Wincentego i tę jego konfraternię, w której zebrało się około trzystu kobiet, aby wykonywać swoje ćwiczenia i czynności wyżej wymienione, nie może i nie powinna być tolerowaną".
Otóż nie idea, której wyznawcy zamierzają podporządkować swoje działania, nie doniosłość wysuwanych celów decyduje o powodzeniu przedsięwzięcia, lecz determinacja prekursorów, przytoczone wyżej względy polityczne, klimat społeczny, a w nim tolerancja.