Rety, co ja potworzyłam!!!!
Jeśli ktos to przeczyta, to się pewnie zastanawia na jak głęboki rodzaj schizofrenii cierpi autorka?
No tak..... A odpowiedź jest taka, że nie wiadomo.
Może NARESZCIE uda mi się coś wyjaśnić.
~****Podróż****~
~********~
"Z samego rana ruszyliśmy szukać pana Milgassi. To znaczy, ruszylibyśmy, gdyby najpierw nie wywiązała się dyskusja, kto idzie a kto nie...."
Amelia zrezygnowana spojrzała z nad swoich notatek na resztę towarzystwa. Kłócili się tak zażarcie, że pewnie aż w pałacu było ich słychać.
W zasadzie to nawet dobrze, że ta podróż jeszcze trwa....
Zawstydziła się tej myśli... Panna Filia została porwana, a ona się cieszy.... Ale, cóż poradzić nie chciała się jeszcze rozstawać z...
- POWIEDZIAŁEM, ŻE IDĘ!
- MOWY NIE MA! ZA MŁODY JESTEŚ! - ryknęła na smoka Lina -Jak coś ci się stanie, to Filia nam łby poukręca!
- Pałeczkami...- dorzucił Gourry po cichu. Lina spiorunowała go wzrokiem, ale w duchu przyznała rację.
Amelka poszukała wzrokiem chimery, stał koło okna, tam gdzie wczoraj pan Gourry i wydawał się nad czymś medytować.
Czarodziejka wkurzała się coraz bardziej.
- Ktoś tu musi zostać, na wypadek gdyby Filia wróciła.
Zel odwrócił się w końcu od okna. Padało coraz mocniej.
- Skąd wiesz, że ona wróci?
Lina wzruszyła ramionami.
- Z tego co wczoraj zdołałam się dowiedzieć - zaczęła dyplomatycznie - wynikało, że Filia poszła z nimi dobrowolnie.
W milczeniu trawili tę informację. W końcu Zel nie wytrzymał.
- Lina, dobrze wiemy, że nasze "Źródło informacji" ma zwyczaj naginania wszystkiego do swoich potrzeb. A jeśli w sprawę jest zamieszany także Rezo, to...
- Ależ, panie Zelgadisie, nawet jeśli...- księżniczka poszukała w pamięci odpowiedniego słowa. Mimo wszystko, Xelloss jednak pomógł ocalić świat i nie było potrzeby go oczerniać. Zwłaszcza, że Filia, Gravos i Jiras nakreślili Val'owi już wcześniej ich poglądy na mazoku - ma pan rację, to jednak taka informacja nam raczej nie zaszkodzi... - zaplątała się trochę w swojej wypowiedzi, ale chyba tylko Gourry nie zrozumiał, co ma na myśli.
Zel skinął głową. Cokolwiek się kroi, jego sławny przodek jest w to jakoś uwikłany. Więc musi to sprawdzić.
Księżniczka już wczoraj oświadczyła stanowczo, że idzie. Teraz Val miał silny argument. Wyglądał przecież na starszego.
- Ale ja nie mogę tego puścić płazem! - księżniczka z zapałem wskoczyła na kanapę - Jedna z mieszkanek Seyrun zostaje porwana, to przecież jest niesprawiedliwe!
Linie było juz wszystko jedno. Od wczoraj wieczora wszystko zaczynało się walić. Najpierw Filię porwano, jakiś gość nazywa Xelloss'a bratem, potem kapłan odpowiada w miarę wyczerpująco na pytania, i jeszcze w całą sprawę zamieszana jest rodzina Zel'a. I to wszystko w Stolicy Białej Magii...
A na dodatek deszcz pada, Milgassia pewnie czeka, coś się w końcu może wyjaśnić a oni nie mogą wyjść, bo kłócą się jak głupi o to, kto będzie domu pilnować!!!!
- DOOOOOOOOSYYYYYĆ! - zawyła czarodziejka, dramatycznym gestem łapiąc się za głowę i wichrząc sobie włosy. - Wy dwaj - wskazała na Jirasa i Gravosa - zostajecie i pilnujecie interesu, zrozumiano? Reszta, brać toboły czy co tam macie i idziemy!
Czarodziejka szybko rozstawiła ludzi po kątach. Nagle ktoś zastukał ją w ramię.
- Czego? - warknęła. Gourry zrobił lekko przerażoną minę. Może oberwie za to, ale powinna się dowiedzieć. Potem może być gorzej.
- Eh...Lina...eee...no...Xelloss'a nigdzie nie ma.... - zamarł w oczekiwaniu na wybuch złości lub coś w tym guście...
- NO NIEEEE!!!!! ZNOWU?!?!?!?!!
~***********~
"Hmmmm" zastanowiła się dziewczyna "Politeizm jednak nie zawsze jest opłacalny....."
Pomachała kilku osobom, które ją minęły z uśmiechami i pozdrowieniami. Przeszła obok kucharzy, pozdrawiając ich serdecznie. Tuż obok nich stała jej matka, rozmawiając z którymś z szefów kuchni.
Odczekała, aż mama skończy. W końcu...
- No, jesteś wreszcie. Wyspałaś się? - w tym pytaniu było drugie dno.
- Taaa.... - dziewczyna przeciągnęła się, aż chrupnęły kości - Jeśli rzeczywiście można to tak określić... A mówiąc poważnie, chyba nawet udało mi się ją uspokoić, wiesz mamuś?
Kobieta uśmiechnęła się. Ma zdolną córeczkę.
- Sądziłam, że tak będzie.
~*********~
Ile można czekać?
Ludzie to w istocie dziwne stworzenia. Żyją krótko, a jeszcze znajdują czas, by się spóźniać.
Słychać, że idą. Z daleka słychać.
Trudno, trzeba im zawierzyć. Już nie raz dowiedli, że są tego godni.
Tylko czy ludzie powinni mieszać się w sprawy, które w zasadzie ich nie dotyczą, które są w istocie tylko naszymi.... sprawami....
...... winami......
Nie, nie powinni.
Ale innego wyjścia nie ma.
~********~
Przebili się przez przedmieście. Ponieważ wczoraj nikt nie zwrócił uwagi na drogę, Val musiał ich prowadzić do celu.
Na szczęście Filia mieszkała na obrzerzach miasta. Oszczędność czasu...
W końcu ostatnie zabudowania zostały w tyle, wkroczyli do zagajnika.
Gdzie dokładnie kończy się zagajnik a zaczyna skraj lasu?
- No pięknie, tylko tego brakuje, żeby Milgassia pomyślał, że zrezygnowaliśmy!!! - nie wiadomo, czy Lina bardziej obawiała się o bezpieczeństwo przyjaciółki czy o własną reputację nieustraszonej. - Mówiłam, żeby ustalić skład wczoraj!!!
- Niczego takiego nie pomyślałem. - niewiadomo skąd pojawił się Milgssia. Skinął na nich, żeby szli za nim. Val chciał zaoponować. W końcu jakie ma podstawy, żeby mu ufać? Ale Zel powstrzymał go przed odezwaniem się. Chcąc nie chcąc ruszyli za złotym.
Przeszli spory kawał lasu, kiedy coś zaszeleściło za nimi. Gourry obrócił się, Amelia także coś usłyszała. Zel, o dziwo, nie.
Milgassia zatrzymał się. Gestem ukazał im, żeby także stanęli i byli cicho. Gourry chciał o coś spytać ale Lina mu przeszkodziła.
To wszystko było bardzo tajemnicze.
Rozległ się jeszcze jeden szelest, tym razem tak wyraźny, że tylko głuchy by nie usłyszał.
Na polanie przed nimi pojawiła się kobieta.
Siwa, na oko pięćdziesięciolatka.
- I co? - złoty obrócił się do Val'a - Poczułeś coś?
Starożytny powoli pokręcił głową. Jednak smoka to nie zaskoczyło.
- Zostawiam was na jakiś czas. Camlann, wyjaśnij im wszystko.
~**********~
Pewien mazoku siedział sobie na drzewie i pijąc ciepłą herbatkę przyglądał się zebranym w lesie ludziom.
No, przynajmniej w większości.
Zaskoczyło go pojawienie się kobiety. Musiała mieć coś wspólnego z porywaczmi. Brak energii. Brak wyczuwalnych emocji.
Jakby nie istniała.
Coś tu było nie tak, na szczęście on już wiedział co.
Teraz tylko pora, żeby reszta się przekonała.
~*********~
Ból głowy powoli mija. Zbyt powoli.
Kobieta ciągle tu jest.
Odkąd nadepnęła mi na ogon, nie odezwała się ani nie dotknęła mnie ponownie. Tylko patrzy na mnie, i chwilami się śmieje. Bawi ją moje cierpienie.
A ja nie czuję jej radości. Jak u mazoku.
Ale nie czuję też obrzydzenia, zła, ciemności... Nic nie czuję. Zimno.
Próbuję objąć się ramionami, to ją rozśmiesza jeszcze bardziej.
Poczekaj, jak tylko wstanę, a na pewno wstanę, to wtedy...
Ale obie wiemy, że nie mogłabym jej skrzywdzić.
- Dobrze kombinujesz, dziewczynko. Rany, Pwyll ma rację. Naprawdę jesteś orginalna, nawet jak na smoka, wiesz o tym? Jaka szkoda, że ja nienawidzę twojej rasy... Dobrze, że jesteście na wymarciu.
Chcę jej się rzucić do gardła, niech zamilknie. Ona tego nie powiedziała, ale czuję, że ona wie, i porównuje mnie teraz do mazoku, jej słowa są zimne, takie zimne, muszę ją uciszyć, muszę!!!
Ale nie mogę...
Patrzę jak się uśmiecha i kładzie ręce na brzuchu.
- Zazdrościsz? Skarbie, nie ma czego - jej słowa są z lodu. Parzącego zimnem lodu. - Może ty terz jesteś w takim stanie?
Staje nade mną i robi udawany zamach, jakby chciała czubkiem buta ukłuć mój brzuch. Tak naprawdę tylko nadeptuje mi na rekę. Jest ciężka.I wie. Wie o wszystkim.
- Pewnie pozbyłabyś się jego dziecka, prawda? Wy, złote smoki właśnie takie jesteście...
Znowu odchodzi parę kroków do tyłu i przygląda mi się krytycznie.
- Na szczęście, ja jestem inna niż ty, niż moja matka.... Ja swoje dziecko wychowam...
Patrzę na nią. Widzę. Widze jej przyszłość. Widzę malutkie, śliczne srebrnowłose dziecko. Aż kłuje w oczy tym blaskiem, jak śnieg i księżyc....
Widzę to, co być może będzie. Kobieta kładzie ręce na brzuchu, uśmiecha się z miłością.
Do swojej nadziei.
~********~
Ponownie idą za Milgassią. A ja za nimi.
~********~
"Te całe wyjaśnienia tylko namotały.... Filia, w jakie bagno zdążyłaś się wpakować w tak krótkim czasie?" Lina biegnie na przedzie grupy. Jednocześnie rozmyśla o tym, czego dowiedzieli się od Camlann.
A dowiedzieli się sporo....
Na przykład, że na świecie nie wszystko jest takie, jakie się wydaje.
Na przykład Camlann. Rozmawiali z nią, ale ona nie istnieje. Tak naprawdę. Nie ma niczego. Ani domu, rodziny. Rasy.
Ani bóstwa, któremu mogłaby służyć, idei, której mogłaby się poświęcić.
Nie może nawet zwyczajnie po ludzku być nikim.
Nawet człowiekiem nie jest.
Jedno z jej rodziców było stworzone przez Cephieda. A drugie przez Shabranigdo.
Ale oficjalnie nikt nic nie wie.
Jest wielu takich jak Camlann.
Ale tak naprawdę ich nie ma.
Nie ma niewinnych ofiar, stworzonych przez tysiącletnią, lub nawet dłużej, wojnę. Nie ma świadków.
Wzrok Camlann, kiedy zobaczyła Val'a.
"-Jak ja ci zazdroszczę-" powiedziała "-Jesteś w lepszej sytuacji, niż ja. Ciebie ktoś kocha. Istniejesz."
Wyjaśniła im też o wiele więcej. Ktoś ich pokroju, nie ma energii. Ma za to zdolności. To coś innego niż fuzja mocy.
Niewytłumaczalna zagadka.
Większość boi się. Odkrycia, represji, tortur. Ale w końcu zbiegli. Z różnych źródeł.
Niektórzy zbiegli od "rodziców", gdzie byli niewolnikami. Inni; z więzień, lochów i tym podobnych miejsc.
Jeszcze inni, najliczniejsi od zasze ukrywali się, niechciani przez nikogo.
I teraz zebrali się. Chcą odmiany losu.
Camlann nie podoba się metoda. Metoda i przywódca. Większości się nie podoba. Ale nie mają wyjścia.
Nikt nie oferuje im nic innego.
Nie chcą zemsty. Chca poprawy. Chcą istnieć. A Pwyll to właśnie im obiecał.
Ale ona, Camlann, ma wątpliwości. Wraz ze swoimi córkami, synem i ich dziećmi zatrzyma się na razie w górach Kaatart.
Energii ich pozostałych nikt nie potrafi wyczuć. A ukrywają się w labiryncie w górach...
Taaa, takie wyjaśnienia to po prostu kopalnia wiedzy.
Milgassia jednak mówi, że jest sposób. Jeden.
- Starożytny musi odprawić ceremonię przywołania.
~*********~
- Zdaję się, że już niedługo córeczko. - kobieta siedzi w przytulnie urządzonym gabinecie, dwie kobiety yuna czekaja na zatrudnienie. Aoageru anonsują kolejnych petentów.
Papiery do podpisania.
- Proszę, mamuś. Twoja niebieska teczka. - córka wyłania się spod papierów. - To mówisz, że już niedługo? Mnie się strasznie ten czas wlecze...
~*********~
Wrota do tajemnego pokoju zamykają się z chrzęstem, kamienie odpadają. Jescze chwila i smuga jasno czerwonego światła zniknie, nikt nie pozna, że były tu drzwi.
Pwyll zaciera ręce.
Już pora.
Władczym gestem przywołuje do siebie młodego, przerażonego wyrostka. Mówi coś do niego, młody słucha ze spuszczoną głową, gnie się w ukłonach, nie śmie spojrzeć w oczy przywódcy...
Potem wylatuje niczym strzała.
Pwyll czeka.
Tupie nogą niecierpliwie, wygładza fałdy długich, atłasowych szat. Po kilku minutach zjawiają się Lleu i Scin.
- Mówcie.
Srebrzysty uśmiecha się i jasnym, czystym głosem referuje. Nie pomija żadnych szczegółów, ale też nie ubarwia niczego. Scin milczy, od czasu do czasu potakuje.
Dochodzą do momentu, kiedy pojawia się Lina i jej towarzysze, Lleu mówi, że zgodnie z życzeniem Filii pozwolił starożytnemu zostać z owymi ludźmi.
Wyrostek jest przerażony, a Scin zdenerwowany, mimo iż stara się to ukryć. Twarz Pwyll'a nie wyraża niczego...
- Doskonale!!! Cudownie!!!! - nastolatek przestraszony i zdumiony, ucieka w kierunku jednej z pobliskich grupek. Scin wzrusza ramionami. - Już niedługo sam tu przyjdzie.
Pwyll uśmiecha się okrutnie, ukazując garnitur dziwnych, jakby rekinich zębów. Jego uśmiech też w jakiś sposób jest drapieżny. Drapieżny i nieludzki. Ale pozostali przywykli do tego widoku.
- Obawiam się, że nie przybedzie sam. - oświadcza niższy. Wódz wzrusza ramionami.
- To nieważne. Lleu, idź do Lionessy... Inaczej dziewczyna zamarznie żywcem. Ma być żywa, dopóki nie przybędzie.
Nieoczekiwanie odezwał się Scin.
- Panie, ona jest mi potrzebna.... - zawiesza głos, słychać echo niewypowiedzianej prośby. Pwyll kiwa głową, że się zgadza. Po chwili znowu zostaje sam.
"Taaaaak, my wiemy, że zemsta jest najwyższą wartością, prawda? Marionetko? I dlatego mi pomożesz.... Wy wszyscy mi pomożecie...."
~********~
Widzę, że znowu się dokądś śpieszą. Zadziwiające.
Upijam kolejny łyk. Mogę sobie pozwolić na odprężenie, skoro wiem, że żyje i nic jej nie jest. Skąd wiem? Hehe... Tajemnica. Chociaż każdy mógłby się jej domyślić. Lina na ten przykład. Ma wszelkie dane. Ciekawe, czy wpadł jej taki pomysł do głowy.
Penie nie.
Inaczej by się nie spieszyli. Ja się nie śpieszę, wiem, że żyje. Czuję.
Dlaczego? Bo mam trochę jej energii. A ona ma moją.
Podział jest nieproporcjonalny,gduż części musiałem się pozbyć. A ona nie miała okazji. To ją utrzyma przy życiu.
Nie mogę określić gdzie jest. Szkoda. Odebrałbym ją od razu. Teraz jest moja.
Ale i tak ją odzyskam, Lina i reszta mnie do niej zaprowadzi. A wtedy...
Ale najpierw rozprawię się z moim "braciszkiem". Ma takie prawo do nazywania siebie moim bratem, jak Valgaav do określania siebie jako mazoku. Czyli żadne.
Wiem, że Milgassia coś planuje. Coś wymyślił, a ja wolę, żeby najpierw przedstawił swój zamysł ludziom. Na razie nie będę się wtrącać, niech ich najpierw doprowadzi na miejsce albo coś wyjaśni. A potem możemy się pobawić.
Patrzę jak biegną, szybko, jakby od tego zależało jej życie. No i zależy.
Ale to ją ją zabiorę. Jest moja. Nieważne, czy świadomie, czy też tamci ją do tego zmusili, teraz jest moja.
~********~
"Ale się pokomplikowało!"
~***End***~
No dobra.... Strasznie się męczyłam nad ta częścią, matura i w ogóle. Chce mi się strasznie spać.....Oyasumi,nyo....
Acha, tradycyjnie jush dedykuję ten fik..... patrz poprzednie części.....
A ty mnie wyzywasz od leni, taaak?- Murasaki.
Sis, zlituj się, późno jest..... Charatka.....
4