szego poznania mistycznego życia Chrystusa, wznosił ich serca do głębszej czci i miłości, obudzał pragnienie częstego przyjmowania Chrystusa Pana w Komunji Świętej.
Wpływ X. Kulwiecia był głęboki, silny, choć nie oparty na żadnym z tych darów, co u świata są w cenie, co pociągają tłumy. Nie posiadał bowiem ani porywającej wymowy, ani powabnej, swobodnej wesołości, ani pociągającej wylanej serdeczności. A jednak wywarł wpływ tak nieprzemijający, że niejeden zda się złotousty mówca, nawet o głębszym umyśle, zapewne mu nie dorówna.
Cóż więc jednało serca młodzieży, czem zyskiwał jej zaufanie? Głęboką miłością, prostotą w obejściu, wielką mocą ducha, połączoną ze świętobliwością życia. Wpływ jego był stały, przenikał do młodych serc cicho, niepostrzeżenie, by w nich budować przybytki cnót z miłości ku Bogu.
Młodzież żywiła dla X. Kulwiecia głęboki szacunek, cześć nawet, oparte nie na przemijających poruszeniach serca, ale na spokojnem przekonaniu o jego prawości i świętobliwości» gdyż widziała harmonję życia i głoszonych prawd, a nie spostrzegła nigdy rozdźwięku między jego czynami i nauką. Miłość bliźnich a szczególnie młodzieży przejawiała się u X. Kulwiecia w czynach zawsze i wszędzie, bez względu na usposobienie, na stan zdrowia, niezależnie od jakichkolwiek sym-patyj, bez względu na trudy, niebezpieczeństwa lub wyraźną niewdzięczność.
Pracowitość była także znamienną jego cechą. Wstawał zwykle o godz. 5 rano, po odprawionej medytacji i Mszy św. spędzał czas od godz, 8 do godz. 2 lub 3 w gimnazjum, a resztę dnia poświęcał spowiedziom, konferencjom, zebraniom, wizytacjom różnych burs, kółek młodzieży, przyjmowaniu i odwiedzaniu swoich uczniów.
Młodzież gromadził u siebie nietylko na liczniejsze tygodniowe zebrania Sodalicji Uczniowskiej i Akademickiej, ale prócz tego poświęcał stale godzinną konferencję w tygodniu tym, co pragnęli poznać drogę powołania swego.
Niemal codziennie odwiedzali go obecni lub dawni uczniowie, szukając rady, pociechy, pomocy, zachęty. I znajdowali je. X. Kulwieć każdego ze swoich uczniów choć raz w roku musiał odwiedzić we własnem mieszkaniu.