tylko jako jednostki, służą sprawie wiary i Kościoła, nie są jednak wykorzystane przez naród. Polska będzie miała istotny pożytek z tych misyj dopiero wtedy, gdy będą one występowały, jako misje nasze, misje polskie, gdy będą się udawały tam, gdzie istotnie są polskie interesy, gdzie za niemi napłynie fala naszego wychodź-ctwa, wzmacniając tern samem ekspansję wiary, zapoczątkowaną przez kapłanów-misjonarzy.
Nie czas i nie miejsce tutaj zajmo
Duchowieństwo polskie niemałą rolę odegrało w dziedzinie propagandy morza. Wszędzie byliśmy przez nie wspomagani, wszędzie jaknajchęniej udzielało nam ono pomocy. Staraniem księży proboszczów został powołany do życia niejeden oddział Ligi, niejeden też z księży prefektów zachęcił młodzież do tworzenia kółek żeglarskich, do wycieczek wodnych w większym stylu. We wszystkich tych wypadkach występowali duchowni polscy, jako obywatele kraju, jako ludzie, pragnący otworzyć przed oczyma młodzieży, czy też dojrzałych współobywateli, szersze horyzonty. Wszystko to były jednak zasługi jednostkowe. Obecnie pozwolimy sobie zająć się kwestją, o ile duchowieństwo, jako takie, zainteresowane jest zagadnieniem morza w Polsce.
Otóż, że tak jest istotnie, nie ulega żadnej wątpliwości. Ze wszystkich in-stytucyj świata największą ekspan-sywnością odznacza się Kościół Katolicki. Ekspansywność ta, opromieniona wielką ideą apostolstwa, porywała zawsze dusze najbardziej zapalonych i energicznych kapłanów, którzy wyrywali się z ojczyzny, aby nieść wiarę w najdalsze zakątki świata, do najbardziej ciemnych i barbarzyńskich środowisk. Kiedy nikt literalnie w Polsce nie myślał o krajach zamorskich, duchowieństwo inicjowało składki na misje zamorskie, na dzieci chińskie i murzyńskie, które wychowywało po swoich zakładach.
Oczywiście, że tę ekspansję katolicyzmu prowadziło przedewszystkiem duchowieństwo narodów morskich. Ale ileż sił polskich brało w niej udział. Iluż steranych w pracy misyjnej kapłanów spoczywa obecnie po klasztorach 00. Misjonarzy i Jezuitów, ilu dotąd ponosi niewysłowione poświęcenia się w krainach wiecznego żaru i żółtej febry.
Duchowni, udając się na misje w te dalekie, obce, mniej lub więcej gościnne kraje, stawali się w nich mimowolnymi nosicielami kultury swojego narodu, stawali się ipso facto reprezentantami interesów swojego państwa. Rządy poszczególne też popierały te misje nietylko ze względów religijnych, ale i czysto politycznych. Misje musiały posiadać swoją administrację, pociągały do współpracy jednostki o wyrobieniu handlowem i bardzo często w miarę rozwoju stawały się agenturami gospodarczemi i politycznemi swojego kraju o niezmiernej doniosłości. Przypomnijmy sobie fakt, że Francja, przeprowadzając rozdział kościoła od państwa w kraju, nie chciała jednocześnie za żadne skarby zrzec się opieki nad katolicyzmem w zachodniej Azji, dawało to jej bowiem ogromne prerogatywy.
Jak już wspomnieliśmy, cały szereg duchownych katolickich w Polsce bierze udział w pracy misjonarskiej za morzem. Jednostki te występują wać się kreśleniem wytycznych dla tej pracy. Wytyczne te winno opracować sobie samo duchowieństwo, powołując odpowiednich doradców fachowych. Dla nas, dla Ligi Morskiej, najważniejsza jest sama zasada, odnalezienia punktów stycznych pomiędzy ideą morską—a duchowieństwem, określenie zbieżności interesów, a raczej naturalnych zainteresowań. Stąd będzie płynęła konieczność obmyślenia stałej organizacyjnej współpracy.
A. UZIEMBŁO
J. E. Ks. Biskup Chełmiński, Dr. Okoniewski, protektor pomorskich oddziałów
Ligi Morskiej i Rzecznej.
2