tam też aluzje do innych przywódców), to na pewno w Polsce jest jedna taka osoba, której można go spokojnie dedykować. OK., zluzujmy trochę, żeby nam się tu zbytnio politycznie nie zrobiło. Numer cztery to kawałek o tytule "Green-house". Co my tu mamy tym razem? Ano mamy taki bardzo old-schoolowy thrash. Skojarzenia ze wczesnym Slayerem (z okresu sprzed "Reign In Bltx»d") bardzo mile widziane. Lekkim zaskoczeniem może być za to utwór "No Difference". Zaczyna się on bardzo... jazzowo. Dość sympatyczna melodyjka na tle gitary basowej, która w tej formie mogłaby sobie lecieć gdzieś w tle w kameralnej kawiarni. Na szczęście to tylko krótkie intro. które dość szybko przechodzi w thrashową młóckę. Z innej beczki zdecydowanie należy pochwalić Phila Floresa. Facet mimo długiej przerwy jest naprawdę w świetnej formie. "United States Of Anarchy" to patrząc pod kątem wokali zdecydowanie najlepszy jak na razie album Evildead. Czy najlepszy ogólnie? Kurcze, ciężko mi to tak jednoznacznie stwierdzić. Nie mniej jednak dobrze, że powstał i dobrze, że Evildead wrócił wrócił do świata żywych. Oby na dłużej (5).
Bartek Kuczak
2020 IWiUuncnt 18
Korzenie włoskiego kwartetu Exi-led On Earth sięgają jeszcze połowy lat 90., a pod obecną nazwą funkcjonuje on od roku 2000. Spodziewałem się więc czegoś naprawdę dobrego, tymczasem "Non Euclidean" nie oferuje nic więcej ponad sztampowy, dość melodyjny thrash na modłę lat 80. Owszem, sprawnie zagrany, dobrze brzmiący, dopracowany aranżacyjnie -do niczego nie można się tu przyczepi ć, ale też żadna z tych ośmiu kompozycji nie wywołuje żywszego bicia serca, jakiegoś ożywienia, czegokolwiek w tym stylu. Do tego "Non Euclidean" to dopiero trzeci album Włochów', co przy tak długim stażu nie robi wrażenia; trwa też nie za długo, bo niewiele ponad pół godziny, co przy 5-7-letnim cyklu wydawniczym każe domniemywać, że z nowymi pomysłami nie jest u nich najlepiej. Można tej płyty posłuchać, zaczynając od najciekawszych - nic dziwnego, że trafiły na początek - "Parsec De-vourcr" i "Vault Of The Decimator". wokalista Tiziano Marcozzi też radzi sobie nieźle, ale naprawdę są setki, jak nie tysiące, ciekawszych płyt. (2)
Wojciech Chamryk
2020 Scłf-Rrleascd
Piąty album Exlibris potwierdza, że warszawska formacja nie daje za wygraną nawet w arcytrudnych sytuacjach, a taką niewątpliwie było nieoczekiwane odejście gitarzysty Daniela Lechmańskiego, obecnego w składzie od samego początku. Zastąpił go jednak nie byle kto, bo Antti Wirman, znany choćby z Wannen i tym sposobem fińska frakcja w zespole powiększyła się do dwóch osób. Zawartość "Shadowrise" na pewoo nie rozczaruje dotychczasowych fanów grupy, myślę też. że może pozyskać jej nowych zwolenników, bo power metal w wydaniu Exlibris stał się nie tylko bardziej urozmaicony, ale też mroczniejszy i mocniejszy, tak na modłę lat 80. Dzieje się tak, ponieważ liczne partie instrumentów klawiszowych, nierzadko o symfo-niczno-orkicstrowym rozmachu, perfekcyjnie równoważą mocarne, całkiem surowe riffy, praca sekcji też robi swoje. To jednocześnie najkrótsza płyta w dyskografii zespołu, sześć utworów i niewiele ponad pół godziny muzyki, ale dzięki temu zabiegowi materiał jest zwarty, nie nuży też tak, jak wiele innych, znacznie dłuższych płyt z niepotrzebnymi nikomu wypełniaczami. Na początek dostajemy trzy krótsze, bardziej tradycyjne utwory, ze świetnym, opartym na organowych brzmieniach i mocnym riffie, nośnym openerem "Rulc #1" oraz potwierdzającym wokalną wszechstronność Riku Turunena, momentami bardzo klimatycznym. "Ali I Never KnasT. Umieszczony między nimi "Heli Or High Wata* to z kolei szybka, dynamiczna kompozycja, idealna na koncerty, z wyeksponowanymi syntezatorami Voltana. Druga część płyty podoba mi się jeszcze bardziej, bo to żywy dowód na to, że współczesny power metal wcale nie musi być sztampowy' i jednowymiarowy, niczym spod jakieś sztancy. Poszczególne kompozycje są tu więc długie, rozbudowane i dopracowane aranżacyjnie, łącząc mocne uderzenie z bardziej urozmaiconymi, nie tak oczywistymi partiami. Osobiście wyróżniłbym tu mroczny numer "Megid do", ale tytułowy "Sha-dowrise” i epicki, momentami progresywny wręcz "Interstellar" tak naprawdę niczym mu nie ustępują - jeśli zespół będzie nadal szedł w tym kierunku, to efekty mogą być jeszcze ciekawsze. (5,5)
Wojciech Chamryk
Fahytand - Osyrhianta
2020 Massacrc
Francuski zespół grający' symfoniczny power metal pod nazwą Fai-ryland działa od 2003 roku. Natomiast wcześniej (od 1997 roku) znany był jako; Fantasy, Fantasia czy Ferreoł. 22 maja 2020 roku, czyli po 1 1 latach przerwy', grupa za pośrednictwem Massacre Re-cords, wydała nowy album pt.: "Osyrhianta". Każda kolejna płyta Fairyland wiąże się ze zmianą na stanowisku wokalisty - tym razem śpiewa Francesco Cavalieri (Wind Rosę). Z oryginalnego składu z 2003 roku pozostało dwóch muzyków: Philippe Giordana grający na klawiszach oraz Willdric Lievin, który aktualnie gra na basie (wcześniej grał na perkusji). Pozostali członkowie zespołu to: Syl-vain Cohen (gitara) i JB Pol (perkusja). W utworze "Eleandra" gościnnie pojawia się również Elisa C. Martin, która śpiewała na albumie z 2003 roku pt.: "Of Wars in Osyrhia". "Osyrhianta" jest albumem koncepcyjnym, opowiadającym o początkach krainy fantasy Osyrhia oraz jej mieszkańcach, czyli stanowi prequel istniejących już wydań zespołu. O ile "Score to a New' Beginning" z 2009 roku słuchało mi się bardzo przyjemnie, o tyle najnowszą płytę "jakimś cudem" udało mi się przemęczyć. "Osyrhianta" jest dużo bardziej symfoniczna, niż poprzednie wydanie. Niestety instrumenty symfoniczne w dużej mierze przyćmiewają wszelkie inne dźwięki - słychać jedynie słabe dudnienie basu czy raczej niezbyt ostre gitarowe riffy. Zespół kładzie nacisk na chóralne, zharmonizowane wokale, klawisze, perkusję oraz orkiestrowe aranżacje. Napędza go prawie wszystko poza riffami. Różne instrumenty przejmują wre władanie główną melodię, jak np. w "Mount Mirenor", gdzie pojawia się subtelne, a zarazem porywające brzmienie skrzypiec, wspomagane delikatnym dźwiękiem bębnów. Moim zdaniem, najlepszym utworem na płycie jest "Eleandra", z dość drapieżnym wokalem Elisy C. Martin. który doskonale komponuje się ze śpiewem obecnego front mana. Utwór ma majestatyczną atmosferę - jest nostalgiczny i koncentruje się na melodycznych chwytach. Na uwagę zasługuje także energiczny "Of Hope and Despair in Osyrhia”, "Osyrhianta" może kojarzyć się z muzyką filmową, płycie zdecydowanie brakuje pazura. Osobiście raczej już więcej do niej nie wrócę, ale być może fani Rhapsody Of Fire czy Symphony X znajdą tu coś dla siebie. Moim zdaniem najlepszym albumem Fairyland jest "Score to a New' Beginning" i ten mogę polecić z czystym sumieniem. (2)
Simona Dworska
Flame - Ignis Spiritus
2020 1’rimilh-c Kraction
)uż od dobrych kilkunastu lat trudno określić Flame mianem pracu-siów - raptem dwa albumy, ostatni wydany w 2011 roku - ale jak już biorą się do roboty, wychodzi konkret. O ile oczywiście ktoś lubi thrash/black w wydaniu najbardziej surowym z możliwych, inspirowanym dokonaniami Bathory z wczesnych płyt, Venom, Beherit czy Sarcófago, to owszem. EP "Ignis Spiritus" jest dla niego i raczej nie wyłączy tej płyty po jednym przesłuchaniu. Fanów bardziej konwencjonalnych odmian metalu ta bezlitosna nawałnica w wykonaniu dw'óch Finów raczej od-stręczy niż zachęci do odsłuchu. Trudno jednak nie docenić siarczystego łojenia w singlowym, zwartym "Firespirit Of Rebellion", a i dłuższe, bardziej rozbudowane i zróżnicowane kompozycje, z "Astra/ Crypt" i "Force And Fire" na czele, również robią wrażenie - aż szkoda, że zespół podchodzi do regularności wypuszczania kolejnych materiałów z taką niefrasobliwością, racząc nimi słuchaczy co kilka lat. (4,5)
Wojciech Chamryk
Flying Circus -1968
2021) lastball Musie
Flying Circus to niemiecki zespół, który powstał na przełomie lat 1989 i 1990. Natomiast" 1968" to ich szósty studyjny album (jeżeli nie pomyliłem się wr obliczeniach). Generalnie muzyka tej formacji na omawianej płycie nawiązuje do klimatycznego rocka progresyw nego z przełomu lat 60 i 70. Szczególnie
RECENZJE