zagrzebią w betach się dziweczki, delegacyjne wstaną teczki i będzie dalej tak jak jest.
Stać nas na gest!
Lecz wszystko jakieś karłowate, jak sztandar, który został ścierą inżynier raczej nie bohater, magister również żaden Neron.
Panienki także bezklasowe, lecz będą cudne, po półlitrze.
Sukienki ściąga się prze głowę...
Rozlane piwo? To się wytrze!
Krajowa orgia, potem sen,
vis a vis gmachu WRN
Niżej kiosk „Ruchu ” obok Pewex,
Rozbrzmiewa echo sprośnych śpiewek Za mostkiem jakiś tępy ból,
Boisz się mała, no to siu/...!
Siermiężna orgia... Według potrzeb u progu wielkich zmian... na gorsze.
Wzlotów nie wyżej niż na stół.
Proza i poza, pól na pól.
Jednak nawet z dna emocjonalnego dołka można było zauważyć, że idzie nowe. Od połowy lat osiemdziesiątych wiew gorbaczowowskiej pierestrojki dawał się odczuć nawet w prowincjonalnych hotelach, gdzie coraz częściej spotykało się wycieczki z Kraju Rad, a ich uczestnicy, długie lata przyuczani do chodzenia wyłącznie w parach, zwolna odzyskiwali mowę i indywidualność.
Takie konfrontacje bywały zresztą niezwykle zabawne. Przypominam sobie rozmowę z grupą Rosjanek, w którymś z katowickich hoteli (za oknem brudne, zadymione miasto). „Podoba się wam w Polszy?” „Da”. „A co się podoba?” — Odpowiadały po chwili namysłu — „Że tak tu u was czysto.”
Dochodziło do wymiany opinii bardziej szczegółowych. Kiedyś, przez całą noc dyskutowałam z jakimś Wielkorusem na temat państwa dobrobytu. W końcu gotów był mi